Autor zdjęcia: Accredito - Wisła Płock
Formalnie stały, w praktyce od zawsze tymczasowy. Maciej Bartoszek znowu wpadnie do klubu przez drzwi obrotowe?
Korona Kielce była pierwszym poważnym (choć tu można się spierać) klubem, w którym Maciej Bartoszek zagrzał miejsce dłużej niż rok. A konkretniej – rok i 5 dni. Teraz przychodzi z misją ratunkową do Płocka i bardzo możliwe, że na niej się skończy. Trener Wisły nie zaznał jak dotąd stabilizacji w swoim zawodzie - czy któryś klub wreszcie to zmieni? Poniżej prezentujemy zespoły, w których jego przygoda skończyła się, zanim w ogóle zaczęła się na dobre rozkręcić.
GKS Bełchatów (2010-2011)
- Wczoraj jeszcze byłem zapewniany, że moje zwolnienie to plotki, którymi mam się nie przejmować. Dzisiaj stało się jednak faktem. Na spotkanie zarządu nie byłem nawet zaproszony, nie miałem możliwości porozmawiania. Nowy prezes - pan Szymczyk - poinformował, że moja umowa ważna do końca czerwca nie będzie prolongowana – powiedział Bartoszek na antenie Ornage Sport już po zakończeniu sezonu 2010/2011.
GKS Bełchatów pod jego wodzą zajął 10. miejsce w Ekstraklasie i spokojnie się utrzymał. Choć można się domyślić, że nie tego oczekiwano, zwłaszcza po tym, jak we wcześniejszych rozgrywkach bełchatowianie skończyli sezon na 5. miejscu ze stratą tylko czterech punktów do Legii i pięciu do będącego na podium Ruchu Chorzów. Bartoszkowi zabrakło jednego dnia do tego, by swój pobyt w Bełchatowie zamknął dokładnie w rok.
Pelikan Łowicz (2014)
Po epizodzie w GKS-ie Bartoszek na prawie 3 lata zniknął z trenerki. Wrócił dopiero w marcu 2014 roku i to w dość zaskakującym miejscu, bo w trzecioligowym Pelikanie Łowicz. Poszło mu tam cienko – w rundzie wiosennej wygrał tylko 4 z 16 spotkań, w wyniku czego zespół z 9. pozycji zleciał na dół tabeli i spadł z ligi. Paradoksalnie, władze Pelikana – jak donosił wówczas lokalny portal łowicz24.eu - zaproponowały Bartoszkowi przedłużenie umowy, ale do porozumienia nie doszło. Cóż, nie ma co się dziwić trenerowi, tym bardziej, że rok później wylądował o dwie klasy wyżej – w drugoligowej Legionovii.
Legionovia (2015)
W której wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. To znaczy – na początku co prawda pojawił się kryzys (porażka w Pucharze Polski i 3 mecze bez zwycięstwa w lidze), ale szybko został przezwyciężony. W kolejnych pięciu ligowych spotkaniach Legionovia przegrała tylko raz. Zremisowała choćby z późniejszym zwycięzcą II ligi Stalą Mielec, a także pokonała Radomiaka. Po 8 kolejkach zespół Bartoszka zajmował 8. miejsce, więc chyba nie było tak źle? No nie, tylko że tym razem problemem było coś innego.
Po remisie w Mielcu Bartoszek podał się do dymisji. Powodem miała być krytyka ze strony prezesa, któremu nie podobał się sposób prowadzenia zespołu i zmiana w harmonogramie treningów bez konsultacji z władzami. Za trenerem mieli wstawić się zawodnicy, ale decyzja mimo wszystko się nie zmieniła. Bartoszek stacjonował w Legionowie tylko 2,5 miesiąca.
Zawisza Bydgoszcz (2015-2016)
Szybko, bo już 2 tygodnie później, znalazł nową pracę. Znowu szczebelek wyżej, tym razem na zapleczu Ekstraklasy. Okoliczności były sprzyjające, bo na początku września z funkcji trenera Zawiszy zrezygnował Mariusz Rumak i od tego czasu władze szukały kogoś na stałe. Znalazły Bartoszka, któremu nie szło co prawda jakoś wybitnie, ale to nie wyniki zdecydowały o zakończeniu współpracy po nieco ponad trzech miesiącach, a fakt przyjścia do klubu w roli trenera Zbigniewa Smółki. Radosław Osuch zaproponował Bartoszkowi w zamian posadę koordynatora w Zawiszy, ale ten się na to nie zgodził i rozwiązał kontrakt.
Bartoszek ostatecznie rozstał się z Zawiszą. Osuch chciał, by został w innej roli, asystenta Smółki itp. Bartoszek odmówił. Nic dziwnego.
— Izabela Koprowiak (@IzaKoprowiak) January 15, 2016
Chojniczanka (2016)
Pozostał w I lidze – w Chojnicach miał jednak zupełnie inne zadanie. Utrzymanie było celem nadrzędnym. W momencie przyjścia Bartoszka Chojniczanka była 3 punkty nad ostatnim miejscem w tabeli i znajdowała się na pozycji barażowej, więc powoli zaczęło się robić gorąco. Trenerowi udało się ugasić pożar, utrzymał się już kolejkę przed końcem, a w następnym sezonie radził sobie na tyle dobrze, że realny stał się scenariusz, w którym Chojniczanka – zamiast walczyć o przetrwanie – otrze się o awans do Ekstraklasy. Nie dziwne więc, że zauważyli to też inni, w tym kluby z elity. Korona Kielce zdecydowała się zapłacić Chojniczance rekompensatę, by ta pozwoliła Bartoszkowi odejść do Ekstraklasy już w listopadzie 2016 roku, zostawiając zespół na drugim miejscu w tabeli.
Korona Kielce (2016-2017)
Korona była wówczas w podobnej sytuacji, co Chojniczanka, gdy przejmował ją Bartoszek. Na granicy strefy spadkowej. Miała jedynie 3 punkty przewagi nad 15. Górnikiem Łęczna. I zgodnie z oczekiwaniami udało się uratować Kielcom Ekstraklasę. Ba, udało się nawet rzutem na taśmę zapewnić utrzymanie po 30. kolejce w ostatniej chwili awansując do grupy mistrzowskiej, co miało automatycznie przedłużyć umowę trenera o kolejny sezon. Maciej Bartoszek został wybrany trenerem sezonu, ale już na bezrobociu, bo nowy prezes Korony Krzysztof Zając, który przyszedł do klubu w kwietniu, miał inne plany.
– Już w momencie przejmowania klubu ustaliliśmy, że niezależnie od wyników sportowych będzie zmiana na stanowisku pierwszego trenera. Od tej decyzji nie ma odwołania. To element długofalowej wizji funkcjonowania klubu – powiedział w maju na konferencji prasowej prezes Zając.
Bruk-Bet Termalica (2017-2018)
Zamiast budowania, Bartoszek wrócił więc do ratowania. Tym razem Termaliki, która, gdy ten przyszedł do klubu, była czerwoną latarnią ligi z 5 punktami na koncie po 9 kolejkach sezonu 2017/2018. Były trener Korony tchnął w zespół nowego ducha – w ciągu pierwszych ośmiu ligowych meczów przegrał tylko raz. Potem co prawda było już gorzej, ale i tak na początku wiosny sytuacja wyjściowa nie była zła – Termalica (14. miejsce) miała tyle samo punktów co 13. Sandecja i traciła tylko 4 punkty do 11. Cracovii, ale mimo wszystko Maciej Bartoszek został zwolniony po porażce 0:3 z Górnikiem. Cóż, wymowne, że koniec końców drużyna z Niecieczy i tak zleciała z Ekstraklasy.
Chojniczanka (2018-2019)
W Chojnicach liczyli najwyraźniej, że czar Macieja Bartoszka z sezonu 2016/2017 ponownie pozwoli zespołowi na osiągnięcie świetnego wyniku i może wreszcie awansu do Ekstraklasy. Nic z tych rzeczy – Bartoszkowi tym razem nie poszło. Średnia jednego punktu na mecz i 10. miejsce w lidze wobec 5. pozycji, którą Chojniczanka zajmowała przed jego przyjściem, nie mogły być zadowalające. Mimo to trener liczył na dalszą współpracę po sezonie, ale się przeliczył.
- Przyznam, że nie spodziewałem się takiego rozwiązania. Liczyłem na dalszą pracę w Chojnicach i budowę czegoś nowego. Niestety, takie jest życie trenera. Już w momencie zatrudnienia trzeba się liczyć ze zwolnieniem – powiedział Bartoszek już po zwolnieniu.
Korona Kielce (2020-2021)
No i wreszcie, historia najnowsza i z jednej strony miła, bo Maciej Bartoszek po raz pierwszy jako trener pracował w jednym klubie przez co najmniej rok (a konkretnie rok i 5 dni), ale z drugiej kompromitująca klub. Korona pod jego wodzą spadła z Ekstraklasy i chyba każdy się zgodzi co do tego, że nie miała za cel nadrzędny awansu od razu w kolejnym sezonie. Jej potencjał kadrowy bynajmniej na to nie wskazywał, więc i 13. lokata kielczan za kadencji Macieja Bartoszka nie powinna nikogo dziwić. Zresztą, władze chyba nie widziały w tym wielkiego problemu, skoro 18 lutego powierzyły trenerowi funkcję dyrektora sportowego, co mogło wskazywać na planowanie czegoś w dłuższej perspektywie. Nic z tego – 3 mecze później Bartoszka w Kielcach już nie było.
***
Czy jego przygoda w Płocku też ograniczy się do kilku miesięcy, tak jak miał w zwyczaju? Medialne doniesienia sugerują, że wszystko zależy od tego, czy Jerzy Brzęczek zgodzi się przejąć zespół od nowego sezonu. Bardzo możliwe więc, że Maciej Bartoszek nadal, po ponad 10 latach, nie będzie mógł zaznać przynajmniej chwilowego spokoju i stabilizacji we własnej branży. Kto mu wreszcie zaufa i nie zwolni przy pierwszym kryzysie?