Autor zdjęcia: Własne
Gumny: Nie powiedziałbym o koledze tak, jak Gikiewicz o mnie. Żurawski: Wisła nie dokonała spektakularnych transferów
Robert Gumny mówi o różnicach między Bundesligą a Ekstraklasą, Maciej Żurawski ocenia Wisłę Kraków, a Artur Wichniarek stawia tezę, że pewna era w Bayernie się skończyła. To tylko część sobotniej prasy!
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Żurawski: Będę kibicował obu drużynom”
Jak ocenia pan obecną formę zespołu Petera Hyballi? W lutym Wisła wygrała trzy z czterech meczów, ale ostatnio Biała Gwiazda wyhamowała – przegrała z Podbeskidziem oraz Rakowem.
Jej sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej. Zawodnicy Wisły mają duży potencjał ofensywny, drużyna często konstruuje ataki w ciekawy sposób. Widzimy w tych akcjach pomysł i taka postawa rzeczywiście może się kibicom podobać. Zespół popełnia jednak zbyt wiele błędów w obronie, bo chce grać ładnie w piłkę. To wszystko powoduje, że drużyna Petera Hyballi traci dużo bramek, co w efekcie kończy się porażkami. Bardzo ważne dla Białej Gwiazdy jest to, żeby znalazła równowagę. Wiemy, że Wisła tworzy sobie sytuacje pod polem karnym przeciwnika, ale zła organizacja gry defensywnej powoduje, że po stracie piłki czasem za łatwo traci bramki. To wszystko powoduje, że zespół nie może ustabilizować formy. Dlatego poprawa gry obronnej to klucz do tego, aby Wisła lepiej funkcjonowała na boisku. Jeśli chodzi o potencjał kadrowy drużyny, to Wisła nie dokonała spektakularnych transferów, dlatego nie można oczekiwać, że z dnia na dzień zacznie rywalizować o wysokie cele.
Komu będzie pan kibicował w sobotę?
Obu drużynom. Ja nie mam swojego faworyta. Staram się być neutralny. Zarówno z jednym, jak i z drugim klubem wiąże mnie sporo wspomnień. W tym wszystkim jest dużo emocji. Trudno byłoby mi się odnosić tylko w kierunku jednego zespołu.
***
„Czas na gole w ekstraklasie”
W półfinałowym meczu Fortuna Pucharu Polski z Cracovią (2:1) Jakub Arak i Vladislavs Gutkovskis strzelili po golu, dzięki czemu częstochowianie po raz drugi w historii wystąpią w finale rozgrywek. W 1967 roku III-ligowy wówczas klub przegrał 0:2 po dogrywce z Wisłą Kraków. Teraz, 2 maja w Lublinie w finale z Arką, sporo może zależeć od strzeleckiej formy wspomnianego duetu napastników. Podobnie jest w ekstraklasie. Arak nie trafił do siatki w lidze od 39 występów. Seria Łotysza liczy już dwanaście spotkań. – Cieszę się, że obaj w pewnym sensie się przełamali. W tym sezonie „Gutek” strzelał gole w każdej z pucharowych rund. To jego rozgrywki. W Gdyni już pewnie wiedzą, że zagra w finale – śmieje się trener Rakowa Marek Papszun.
Więcej TUTAJ
***
„Legia na ostatniej prostej”
Przed Legią trzy mecze w siedem dni: z Cracovią w niedzielę, z Piastem w środę i z Lechią w kolejną niedzielę. Za Legią siedem spotkań ligowych, z których zespół Czesława Michniewicza wygrał sześć i dzięki 21 punktom wypracował godną przewagę nad Pogonią. Przed 25. kolejką wicelider tracił do rozpędzonych legionistów osiem punktów (a właściwie dziewięć, bo ma gorszy bilans bezpośrednich spotkań) i wiadomo, że rozgrywane w bardzo krótkim odstępie czasu trzy serie spotkań mogą wiele wyjaśnić w tabeli. Albo nawet i wszystko – jeśli chodzi o kwestię mistrzostwa.
Więcej TUTAJ
***
„Trzecia próba będzie udana?”
Najpierw Marcin Broniszewski był asystentem Franciszka Smudy, a niedawno Enkeleida Dobiego. Teraz został pierwszym szkoleniowcem Widzewa. Czekał na to od dawna, a na pewno od stycznia, kiedy pierwszy raz usłyszał od szefów klubu, że pozycja Dobiego jest zagrożona i czy gdyby został poproszony o przejęcie drużyny, podjąłby się zadania. Zgodził się, ale pod naciskiem kibiców działacze wycofali ofertę. Dobi został, Broniszewski nadal pełnił funkcję drugiego szkoleniowca.
Po kilku miesiącach się doczekał. Choć zespół punktuje znacznie lepiej niż jesienią, Albańczyk został zwolniony. A że w klubowej kasie nie ma pieniędzy na bardziej doświadczonego trenera, drużynę przejął Broniszewski. W kuluarach od dawna mówiło się, że relacje między panami nie były najlepsze. Podobnie jak między Dobim a zespołem.
Więcej TUTAJ
***
„Gumny: Powoli staję się maszyną”
W meczu z Arminią może Pan dobić do 1000 minut w Bundeslidze.
Nie sądziłem, że to już taka liczba, ale na pewno cieszy. Początek był trudny. Niefortunnie się złożyło, że trafiłem do klubu po poważnej kontuzji i dwóch zabiegach. Pod względem motorycznym i fizycznym Bundesliga to zupełnie inny świat. Tu po boiskach biegają maszyny. W ekstraklasie mogłem puścić piłkę i wiedziałem, że nikt mnie nie dogoni. Tu tak nie jest, ale powoli będę się taką maszyną stawał. Czuję ogromny postęp.
Jaką widzi pan główną różnicę między ligą polską a niemiecką i między Lechem a Augsburgiem?
Różnica poziomu umiejętności piłkarzy jest niewyobrażalna. Nie myślałem, że będę pod aż tak dużym wrażeniem. Ruben Vargas i Marco Richter za moment mogą zostać sprzedani za grube miliony. Przy porównywaniu zawodników czasem mówi się, że są z innej półki. Ci z Bundesligi i ekstraklasy są więc chyba w ogóle z innych szaf.
Mówił pan o problemach z odzyskaniem formy po kontuzji i zabiegach. Debiutował pan w piątej kolejce Bundesligi. Początek nie należał do najłatwiejszych, tym bardziej że w jednym z wywiadów polski bramkarz Augsburga Rafał Gikiewicz powiedział o pana problemach językowych.
Drażliwy temat. To że trener poprosił, żebym usiadł obok Rafała podczas odpraw w języku niemieckim, jest normalne. Rafał nie musi tłumaczyć mi każdego słowa. Teraz nie mam już kłopotów ze zrozumieniem tego, co mówi i czego oczekuje szkoleniowiec. Nie ma problemów z językiem niemieckim. W zespole mamy zawodnika z Ameryki Południowej, który porozumiewa się tylko po portugalsku i nikomu to nie przeszkadza.
Czy stwierdzenie Rafała Gikiewicza, że został pan wezwany na dywanik, było przesadzone?
Odpowiem za siebie: ja nie wypowiedziałbym się w podobnym tonie o koledze z zespołu. Z Rafałem wiemy, jaka jest prawda i nie ma co tego rozdrapywać.
Więcej TUTAJ
***
„Zachować harmonię”
Eintracht po niemiecku znaczy harmonia i za naszą zachodnią granicą to słowo nadzwyczaj chętnie używano do nazywania klubów piłkarskich. W DFB zarejestrowanych jest ich ponad 300, ale przynajmniej od początku lat 90. nazwa nie pasowała tak bardzo do jakiejkolwiek drużyny, jak ostatnio do tej z Frankfurtu nad Menem. Prezesi, dyrektor sportowy i trener zgodnie robili swoje, a Die Adler harmonijnie rośli w siłę finansowo i sportowo. Według raportu Deloitte za ubiegły sezon Eintracht pierwszy raz w historii był wśród 20 najbogatszych klubów Europy, a w obecnych rozgrywkach zespół jest o krok od awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, co także nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Tyle że tuż przed osiągnięciem tego drugiego celu wszystko zaczęło się walić.
Więcej TUTAJ
***
„Czas na konkrety”
Było sześć, będą co najwyżej dwa. Po genialnym poprzednim sezonie i wygraniu wszystkiego, co do wygrania było, w obecnych rozgrywkach Bayern Monachium walczy „tylko” o mistrzostwo Niemiec i mający znikomy prestiż krajowy Superpuchar. I nawet jeśli powtórzenie wyczynu z 2020 roku od początku wydawało się mało realne, to jednak aż takiej klęski mało kto w stolicy Bawarii się spodziewał. A to oznacza, że coś nie funkcjonowało jak trzeba. Tym bardziej że odpadnięcie z PSG w ćwierćfinale Champions League nie wynikało tylko z kontuzji Roberta Lewandowskiego i Leona Goretzki, ale przede wszystkim z powodu koszmarnej atmosfery w całym klubie. Walka o wpływy, kompetencje, najważniejsze decyzje stała się istotniejsza od strzelanych goli, wygranych pojedynków i triumfów na boisku. Bawarczycy kończą jeden z gorszych sezonów ostatnich lat, więc czas na nowe rozdanie jest idealny.
***
„Królowie pucharów”
Asier Villalibre grał na trąbce, a koledzy wokół śpiewali i skakali z radości, później kibice zebrali się pod stadionem i, choć oddzieleni kratami od zawodników, wspólnie fetowali – tak w styczniu piłkarze, a potem fani Athletic Bilbao cieszyli się z triumfu w Superpucharze Króla. Baskowie pokonali wtedy w dramatycznych okolicznościach Barcelonę 3:2. Wyrównującego gola, który doprowadził do dogrywki, w ostatniej minucie strzelił właśnie Villalibre, a pod koniec dodatkowej półgodziny gry z boiska wyleciał Lionel Messi właśnie za faul na tym utalentowanym muzycznie napastniku.
Jak ewentualne zwycięstwo będzie celebrować Barcelona? Dla niej nie będzie to tak niezwykłym wydarzeniem, ale ostatnio jej zawodnicy także nie mieli okazji do fety. Barca walczy o pierwsze trofeum od dwóch lat. W tym sezonie przegrała jednak wszystkie najważniejsze i najbardziej prestiżowe spotkania – oba starcia z Realem (1:3 i 1:2), z Atletico (0:1), z PSG w 1/8 finału Ligi Mistrzów (1:4 i 1:1) oraz wspomnianą potyczkę z Athletikiem w Superpucharze. A Lionel Messi walczy być może o ostatnie trofeum w ekipie z Camp Nou. No i chętnie odegra się na Athleticu za styczniowe niepowodzenie, gdy pierwszy raz w Barcelonie obejrzał czerwoną kartkę.
Więcej TUTAJ
***
„Bednarek wraca na Wembley”
Niecałe trzy tygodnie temu reprezentacja Polski przegrała na Wembley 1:2 z Anglią w eliminacjach mistrzostw świata, pozostawiając w naszych piłkarzach uczucie niedosytu, bo tylko kilku minut zabrakło, by wywieźć z Londynu remis. Ale Jan Bednarek dostał szansę powrotu na ten stadion i odczarowania złego wrażenia, z jakim mógł stamtąd wyjeżdżać. W niedzielę jego Southampton zmierzy się z Leicester w półfinale Pucharu Anglii.
Więcej TUTAJ
***
„Dwóch strategów”
Angielskie media wprost nazywają półfinałowe starcie pomiędzy Chelsea i Manchesterem City mianem „meczu godnego finału”. I nic w tym dziwnego, bo zmierzą się ze sobą dwa zespoły, będące obecnie w bardzo wysokiej formie i do tego mające na ławce świetnych trenerów, jednych z najlepszych strategów w futbolowym światku. – Nie rozpatrywałbym tego spotkania, jako pojedynku szachowego. I my, i City gramy w określony, bardzo intensywny sposób i myślę, że taki mecz będziemy oglądać – stwierdził trener Chelsea. Jedno jest pewne – w sobotę nikt nie będzie odpuszczał. Guardiola ma szansę wygrać w tym sezonie cztery trofea, a Tuchel chciałby jak najszybciej wstawić coś do gabloty przy Stamford Bridge.
***
„Koniec z szaleństwem”
Symboliczna zmiana nastąpiła błyskawicznie, już w 1. kolejce sezonu 2019/20, kiedy meczu z Lecce (4:0) nie poprzedziła piosenka „Pazza Inter”. „Pazza” znaczy po włosku „szalony” i w skrócie nawiązuje do nieprzewidywalności Nerazzurrich. Przydomek funkcjonował wcześniej, a od 2003 roku utwór o takim tytule został nieofi cjalnym hymnem klubu z Mediolanu. Ale Antonio Conte nie chciał takiego Interu, oj nie. Jego zespół miał być regularny i silny, dlatego sprawił, że zaprzestano odtwarzania tamtej piosenki. Jednak faktyczna zmiana nastąpiła dopiero na przełomie stycznia i lutego 2021, po półtora roku pracy Conte. Dziś Inter z pewnością wreszcie nie jest „pazza”. I zmierza po scudetto.
Więcej TUTAJ
***
„Goło i wesoło”
Spośród 10 tysięcy mieszkańców gminy Degerfors (w samym mieście o tej samej nazwie żyje 7 tys. ludzi), w środku pandemii, nie przejmując się niczym, połowa wyszła w grudniu na ulice, by świętować powrót miejscowej drużyny do Allsvenskan. Klub, który w 1993 roku napędził w Pucharze Zdobywców Pucharów stracha potężnej wtedy Parmie, z którego w piłkarski świat wyruszył kiedyś wielki Gunnar Nordahl (pięciokrotny król strzelców Serie A) czy stosunkowo niedawno Olof Mellberg i Ola Toivonen. To Degerfors IF był pierwszym przystankiem dla Svena-Görana Erikssona w trenerskiej karierze. Teraz klub wrócił do elity i w sobotę rozegra pierwszy domowy mecz w Allsvenskan od 1997 roku.
Więcej TUTAJ
***
„Wichniarek: To koniec pewnej ery w Bayernie”
Moim zdaniem za chwilę w Monachium będzie burza mózgów i po raz kolejny zbierze się grupa ludzi decyzyjnych, aby ustalić strategię na działanie w kolejnych kilku sezonach. Mam nadzieję, że Bayern znajdzie godnego następcę Flicka, także z myślą o dobru Roberta. To jest zespół z ogromnym potencjałem, ale palącym problemem do rozwiązania jest brak szerokiej kadry. Było to widoczne zwłaszcza w ostatnich meczach. Można powiedzieć, że ten sezon dla monachijczyków jest już spisany na straty. Bayernowi pozostały tylko rozgrywki Bundesligi, ale nie zapowiada się tu żadna niespodzianka. Pięć punktów przewagi nad RB Leipzig wydaje się być zaliczką bezpieczną, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że skończył się obowiązek rozkładania sił na dwa fronty. Nawet z tak wąską kadrą mistrzostwo nie powinno być zagrożone. Myślę, że ostatnią przeszkodą dla Bayernu będzie sobotnie starcie z Wolfsburgiem.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Historia nie gra roli?”
Historia i bilans bezpośrednich meczów „żyje” w głowach bohaterów dzisiejszego meczu. Oba zespoły bardzo się szanują. – Lechia to zespół, który w ostatnich latach plasuje się w czołówce i ma zawodników o wysokim poziomie umiejętności. Nastawiamy się na trudne 90 minut, ale poznaliśmy już smak zwycięstwa w Gdańsku, a w tym sezonie pokonaliśmy ich również ostatnio u siebie, więc musimy pewni siebie podejść do tego spotkania i zdobyć 3 punkty – mówi pomocnik Piasta, Patryk Sokołowski.
***
„Komplet na pięciolecie?”
W meczu z Wisłą Kraków trener Rakowa Marek Papszun poprowadził drużynę z Limanowskiego po raz 170. w meczu ligowym. Jutro z kolei będzie świętował pięciolecie pracy w klubie spod Jasnej Góry. Trafił tam po siedmiu latach szkolenia drużyn na niższym szczeblu rozgrywkowym. Dodatkowo miał dwa podejścia do Rakowa. W 2015 roku nie zdecydowano się go zatrudnić. Dopiero pół roku później został zakontraktowany w ówczesnym drugoligowcu. Z nim przeszedł długą drogę do ekstraklasy i finału Pucharu Polski.
***
„Błaszczykowski w roli dżokera”
- Po porażce z Rakowem w szatni było spokojnie – mówi trener Peter Hyballa. - Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że wszyscy walczyli, ale rywal okazał się skuteczniejszy. Dlatego w tygodniu nastawiliśmy się na dalszą pracę i mogę powiedzieć, że wszyscy są bardzo skoncentrowani na treningach i starają się zdobyć miejsce w wyjściowej jedenastce, do której wróci już Felicio Brown Forbes. Nasz napastnik nie mógł zagrać w spotkaniu z częstochowianami, bo taka była umowa między klubami, ale teraz już będzie mógł wystąpić i poprawić swój strzelecki dorobek oraz pomóc drużynie zdobyć trzy punkty. Liczę też na Kubę Błaszczykowskiego, ale w innym wymiarze. W tym tygodniu nasz kapitan nie trenował raz, a w tym roku w sumie z powodów zdrowotnych zaliczył mało treningów. Ponieważ nasza gra oparta jest na dynamice i szybkości to bardziej widzę go w roli wchodzącego dżokera, tak jak to miało miejsce w Bielsku-Białej i w meczu z Rakowem.
***
„Potrzebują cierpliwości”
Choć w Sosnowcu przekonują, że niedzielnego meczu nie wolno rozpatrywać w kategoriach „być albo nie być” Zagłębia w I lidze, to mecz z sąsiadem w tabeli ma swoją wagę. Zespół Kazimierza Moskala do starcia z GKSem Bełchatów przystępuje, mając nad bezpośrednim rywalem 3 punkty przewagi. W pierwszym meczu tych drużyn rywale wygrali 1:0. Sukces różnicą dwóch bramek sprawi, że gdyby zespoły miały na koncie tyle samo punktów, to bezpośredni pojedynek zapewni Zagłębiu miejsce w tabeli przed ekipą z Bełchatowa.
***
„Odzyskać skuteczność”
Napastnik GKS-u Tychy Damian Nowak, który do zespołu Artura Derbina przyszedł z Radomiaka, zazdrosnym okiem spogląda na ostatnie wyniki swojej byłej drużyny. Podopieczni Dariusza Banasika, wygrywając cztery mecze z rzędu, przeskoczyli „trójkolorowych” w tabeli i zajmują 4. miejsce. Nic więc dziwnego, że radomianie przed wtorkowym spotkaniem na tyskiej murawie stawiani są w roli faworyta. - Nie tylko ostatnie zwycięstwo 4:0 z Puszczą w Niepołomicach, ale również seria czterech wygranych i bilans bramkowy 10:0, świadczą o tym, że Radomiak jest w bardzo dobrej dyspozycji - mówi Nowak.
***
„Drugie podejście Athleticu”
Sewilla staje się najważniejszym futbolowym ośrodkiem Hiszpanii. W styczniu odbył się tam turniej o Superpuchar Hiszpanii, w kwietniu mamy dwa finały Pucharu Hiszpanii na olimpijskim stadionie La Cartuja. Na stadionie Ramon Sanchez Pizjuan rozegrano oba ćwierćfinałowe spotkania Ligi Mistrzów Porto z Chelsea. Sewilla może też zastąpić Bilbao jako organizator meczów w finałach Euro 2020.
Na razie gości zespół z Bilbao i to po raz drugi w tym miesiącu. 3 kwietnia rozegrano tam finał pucharu przełożony z 2020 roku. Po raz pierwszy zmierzyły się dwa baskijskie kluby i tylko z tego powodu jest to godne zapamiętania. Mecz był dość nudny, jedyny gol padł z rzutu karnego i z wygranej cieszyli się zawodnicy Realu Sociedad. Zdobyli puchar po raz trzeci i zanim to się stało już wiedzieli, że go nie obronią. W rozgrywkach 2020/21 w styczniu odpadli z Betisem.
***
„Wilki chciałyby postraszyć osłabiony Bayern”
Dwa mecze Bundesligi przyciągają szczególną uwagę. Wolfsburg będzie chciał nacisnąć na odcisk zmęczonego Bayernu, a trener Adi Huetter zmierzy się ze swoim przyszłym pracodawcą. Kontuzje i wąska kadra sieją w Monachium niemały zamęt, który spowodował, że bez odpowiedniego wsparcia z ławki Bayern przegrał ostatecznie dwumecz Ligi Mistrzów z PSG. Czasu na odpoczynek gigant nie ma, bo Bundesliga będzie grała co trzy dni.- To będzie bardzo ważny tydzień dla nas wszystkich - mówił przed spotkaniem z Wolfsburgiem trener Bayernu Hansi Flick.
W Monachium wszyscy wyczekują powrotu Roberta Lewandowskiego, ale dzisiaj jeszcze go na boisku nie zobaczymy. Być może uda się wyleczyć go na wtorkowy mecz z Leverkusen, ale to także nic pewnego - a raczej wątpliwego. Dla „Wilków” nieobecność Polaka to powód do optymizmu, ponieważ „Lewy” żadnej innej drużynie nie strzelił tylu goli, co właśnie Wolfsburgowi (24 w 24 występach) - oczywiście zapowiadając to spotkanie nie można nie wspomnieć o jego 5 trafieniach w 9 minut z września 2015 roku.
***
„Bednarek na Wembley”
Ostatniego dnia marca Jan Bednarek wystąpił na stadionie Wembley w meczu eliminacji mistrzostw świata Anglia – Polska. Zaprezentował się w tym spotkaniu przyzwoicie, choć drżeliśmy o jego dyspozycję, bo w tygodniach poprzedzających wydarzenie wiosny w polskim futbolu nie było z formą 25-letniego obrońcy najlepiej. Wychodząc przeciw Anglikom wiedział już od kilkunastu dni, że do świątyni angielskiego futbolu wróci tej wiosny raz jeszcze. W niedzielę jego Southampton zagra tam w półfinale Pucharu Anglii z Leicesterem. Na trybuny zostanie wpuszczona niewielka liczba widzów, ma ich być 4 tysiące.
***
„Zieliński na drodze lidera”
Rozpędzony Inter po 11 kolejnych zwycięstwach uzyskał zdecydowaną przewagę nad grupą pościgową i właściwie nikt nie neguje tego, że zespół trenera Antonia Conte zdobędzie mistrzostwo. Inter był mistrzem w 2010 roku, Milan w 2011, potem nastało panowanie Juventusu. Inter czeka jutro właściwie ostatnie trudne zadanie na drodze do tytułu, wyjazdowy mecz z Napoli, które u siebie nie przegrało od 3 miesięcy. Lider w przedostatniej kolejce spotka się w Turynie z Juventusem, jednak w Mediolanie uważają, że wtedy sprawa tytułu będzie już rozstrzygnięta. 16 maja na Allianz Stadium ma nastąpić tylko symboliczne przekazanie pałeczki w sztafecie mistrzów, w której Juventus tak długo był na ostatniej zmianie, aż opadł z sił.
***
„Firma z Sopotu postawi GieKSie stadion?”
Pięć firm zgłosiło się do przetargu na budowę kompleksu sportowego ze stadionem i halą w Katowicach, w sąsiedztwie autostrady A4 i rejonie ulic Dobrego Urobku, Upadowej oraz Bocheńskiego. Koperty z ofertami zostały otwarte wczoraj o 9.00. Jedna z nich - NDI SA z Sopotu - zmieściła się w założonym przez katowicki magistrat budżecie, czyli niecałych 230 milionach złotych brutto.
Sopocka firma NDI w ostatnich latach wybudowała w Katowicach dwa miejskie baseny - w Brynowie i Szopienicach. Przebudowywała centrum stolicy Górnego Śląska z Rynkiem za ponad 120 mln zł, modernizowała - jak w kilku innych miastach województwa śląskiego - torowiska tramwajowe, na przełomie wieków to ona postawiła charakterystyczny wieżowiec przy ul. Chorzowskiej 50, zaś od 2018 roku uczestniczy przy wielkiej budowie węzła między drogami krajowymi nr 81 i 86 w rejonie Giszowca. NDI nie ma doświadczenia w budowie stadionów; by wystartować w przetargu, wystarczyło jednak wykazać wykonanie inwestycji sportowej o wartości 20 mln zł brutto. Wymóg spełniła choćby jednym z dwóch katowickich basenów (oba kosztowały ponad 24 mln zł).
Miasto w ubiegłym roku deklarowało, że chce, by w 2021 roku została wbita symboliczna pierwsza łopata. Od dnia podpisania umowy wykonawca będzie miał 3 lata na zbudowanie kompleksu, który wedle najbardziej optymistycznego scenariusza w 2024 roku ma być gotowy.
„SUPER EXPRESS”
„Zawistowska: Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”
21-latka podkreśla, że przejście do Bayernu to odważny, ale w pełni zrozumiały krok. – Oczywiście mam pewne obawy i jest to całkowicie naturalne. Wychodzę jednak z założenia, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Jestem już po rozmowach z zarządem Bayernu i wspólnie ustaliliśmy, że pierwszy rok spędzę na wypożyczeniu w innym klubie Bundesligi. Dzięki temu będę mogła poczuć klimat ligi niemieckiej, jednocześnie rozwijając swoje umiejętności poprzez regularną grę – mówi Weronika Zawistowska.