Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Ciągłe odkładanie transferu odbija się czkawką. Fila, z wyszlifowanego młodzieżowca, stał się przeciętnym rezerwowym
Piotrowi Stokowcowi ponownie udało się odbudować Lechię – zarówno jeśli chodzi o pojedynczych piłkarzy, o których byśmy nawet nie pomyśleli, jak i o kolektyw. Jeśli jednak ktoś jest wygrany, to musi znaleźć się również ofiara. Jedną z nich jest Karol Fila, który od dawna nie miał tak słabej pozycji w Gdańsku.
Porównać możemy ją tylko do pierwszego sezonu, który Fila rozegrał w u Piotra Stokowca jako podstawowy zawodnik. Patrząc na datę (2018) nie jest to prehistoria, jednak wtedy prawy obrońca Lechii stawiał swoje pierwsze kroki w Ekstraklasie, więc od tamtego momentu przebył całkiem długą drogę. Wszak teraz w barwach gdańszczan zbliża się do okrągłego występu numer 100. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie będzie go świętować jako piłkarz pierwszego wyboru, a raczej zmiennik. Również nie pierwszego wyboru.
Na taki stan rzeczy złożyło się kilka czynników i niekorzystny dla Karola Fili zbieg okoliczności. Najważniejsze rzecz jasna jest to, że forma samego obrońcy Lechii ulotniła się już dobrych kilka miesięcy temu. Zawsze kojarzyliśmy go z dużego zaangażowania w ofensywie, dobrej asekuracji w tyłach i szybkości, czy wygrywania pojedynków. A końcówka jesieni i początek wiosny uwidoczniły totalne przeciwieństwa wszystkich zalet 22-latka. To, że stracił miejsce w składzie nie jest przypadkowe. Zresztą, sam Fila powinien się cieszyć, że utrzymywał je tak długo, bo w tym sezonie – patrząc całościowo – wcale nie jest w dobrej formie.
I tu przychodzimy do kolejnego elementu – Fila wcześniej prawie nie siadał na ławce, bo prawa strona obrony od dawna była pozycją dla Stokowca deficytową. Paweł Żuk to był totalny niewypał, z kolei Rafał Kobryń tylko kilka razy dostawał szansę na pokazanie się. Dochodziło więc do tego, że w razie nieobecności Fili na prawą stronę obronę kierowany był nawet Tomasz Makowski. Przypominamy – nominalny środkowy pomocnik. Ale jako że od tego sezonu w Gdańsku jest też Bartosz Kopacz, który w Zagłębiu u Bena van Deala grywał na prawej stronie, to trener Lechii mógł się trochę bardziej uspokoić.
Kiedy więc Stokowiec zdecydował się wreszcie przesunąć Kopacza na boczną obroną, a Filę na ławkę, gdańszczanie od razu przezwyciężyli kryzys pokonując 1:0 Raków na wyjeździe. Czy była w tym wielka zasługa Kopacza? Nie, bez przesady. Ale skoro działało, to po co zmieniać zwycięski skład? Tym bardziej, jeśli posada trenera Lechii wisiała wówczas na włosku po porażce z Puszczą Niepołomice w Pucharze Polski. Szansa dla Fili pojawiła się dwa mecze później, ze Stalą Mielec, bo tydzień wcześniej Kopacz dostał żółtą kartkę, przez którą musiał pauzować.
Sęk w tym, że po wygranej w Mielcu pauzował również Fila, co – łącząc to z jego chwiejną pozycją oraz tym, że Kopacz strzelił gola Podbeskidziu i zagrał na zero z tyłu – było dla niego swego rodzaju gwoździem do trumny. Jego występy od tego czasu kształtują się następująco:
- z Wisłą Kraków – 0 minut (ławka)
- z Pogonią Szczecin – 0 minut (ławka)
- z Zagłębiem Lubin – 5 minut
- ze Śląskiem Wrocław – 4 minuty
I to wszystko dzieje się w momencie, w którym Kopacz mógłby równie dobrze grać w środku obrony, bo pamiętajmy, że Michał Nalepa (najlepszy stoper Lechii) wciąż leczy kontuzję. Na stoperze są więc wyjęty z rezerw i ładnie odkurzony Mario Maloca i Kristers Tobers. To mówi jeszcze więcej o pozycji Karola Fili – delikatnie mówiąc jest nie do pozazdroszczenia.
- Ten ostatni okres i zamieszanie transferowe na pewno nie pomogły mu w utrzymaniu koncentracji. Nie zapominajmy, że jest to bardzo zdolny zawodnik, który w krótkim czasie zrobił bardzo duży progres, przez co oczekiwania wobec niego wzrosły. Ma pełne wsparcie, ma zaufanie, ale dobrze wiemy, że takie wahania mogą się zdarzyć i nie szukałbym w tym sensacji – mówił Stokowiec o Fili na początku marca.
Pojawia się więc pytanie, czy Fila nie przegapił odpowiedniego momentu na transfer? Albo po sezonie 2018/2019, kiedy przebojem wszedł do ligi, albo na przełomie 2019 i 2020 roku – wtedy okoliczności były najbardziej sprzyjające. Po pierwsze wiek – dla klubów zagranicznych rok w przypadku młodych piłkarzy robi dużą różnicę. Jako 21-latek Fila byłby bardziej łakomym kąskiem niż jako niespełna 23-latek. Po drugie – długość umowy. Ta obowiązuje jeszcze przez nieco ponad 1,5 roku, więc Lechia nie mogłaby teraz liczyć na tak dobre pieniądze, jak jeszcze choćby rok temu. I po trzecie – forma oraz osiągnięcia drużynowe. Sezon 2018/2019? Puchar Polski i 3. miejsce w lidze. 2019/2020? Świetny początek – gol Fili z Broendby, Superpuchar Polski, a pod koniec sezonu finał Pucharu Polski. Pogłoski o zainteresowaniu z USA, Belgii i Włoch co rusz się przewijały w mediach, ale za każdym razem temat odkładano w czasie.
Teraz już trudno będzie opchnąć tego chłopaka za większe pieniądze, też dlatego, że Piotr Stokowiec ma innych młodych do promowania, a Karol Fila – mówiąc dość brutalnie – odszedł do lamusa, wszak nie miećci się już w kategorii młodzieżowca. Można było podejrzewać, że rocznik 1998 będzie pierwszym poszkodowanym wprowadzenia tego przepisu. Zawodnicy do tej pory niezbędni nie mają już buforu bezpieczeństwa, więc słaba forma jest u nich traktowana jak nie wkalkulowane ryzyko, a… słaba forma, po prostu. Między innymi też dlatego transfer za granicę przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek byłby ruchem logicznym – z jednej strony uwolnieniem potencjału zawodnika, a z drugiej nie skazywaniem go na banicję z powodu słabszej formy. Brzmi to groteskowo, bo normalnością powinno być sadzanie na ławce piłkarza, który jest w złej dyspozycji. Ale przyzwyczajenie się do pewnego stanu rzeczy i późniejsza nagła tegoż zmiana, mimo że racjonalna, może wywołać ciężki szok.
Pytanie, czy Karol Fila z tego szoku się otrząśnie i do składu Lechii wróci?