Autor zdjęcia: Własne
Piast wykupi Świerczoka za milion euro? Lewandowski w Legii był załamany i zdesperowany. Borek: Lech po wicemistrzostwo Poznania
Iwona Lewandowska mówi o tym, jak syn przeżywał porażkę na mundialu i co czuł w Legii. Poza tym są wywiady z Marcinem Cebulą i trenerem Skry Częstochowa, a także temat Świerczoka w Piaście. Jeśli gliwiczanie chcą go zatrzymać, muszą szybko podjąć decyzję.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Borek: Karuzela, rzeźnia i zderzenie ze ścianą”
W klubie panuje chaos, drużyna pogrążona jest w niepewności i marazmie, punktów brakuje od tygodni, Tymoteusz Puchacz marzy o Bundeslidze, a spora grupa piłkarzy udowadnia swoją postawą, że gra przy Bułgarskiej to dla nich zdecydowanie za wysokie progi. Po dwudziestu pięciu kolejkach Lech ma na koncie zaledwie trzydzieści punktów na siedemdziesiąt pięć możliwych. To temu zespołowi nie przystoi, to jest dla kibiców Kolejorza bilans nie do zaakceptowania. Napiszę dosadniej, to dla Lecha powód do wstydu. Ale to konsekwencja odgórnych wyborów: trenera, zawodników i zasad funkcjonowania. Przed rokiem Kolejorz wywalczył wicemistrzostwo Polski. Teraz może celować co najwyżej w wicemistrzostwo Poznania. Taka jest bolesna prawda.
Więcej TUTAJ
***
„Powrót Marko Vesovicia”
– Przeżyłem najtrudniejszy czas w karierze. Wręcz niemożliwe wydaje mi się to, co przetrwałem ja i moja rodzina, zwłaszcza żona. Naprawdę jestem bardzo szczęśliwy, że w końcu pojawiłem się na boisku – powiedział niespełna 30-letni zawodnik w rozmowie z legia. com. I dodał: – Nigdy w życiu nie cieszyłem się bardziej na sparing. Bardzo długo czekałem na ten moment. Teraz już nie ma sensu myśleć o przeszłości, idę do przodu, nie zamierzam się zatrzymywać – dodał.
Więcej TUTAJ
***
„Cebula: Cel? Podium i Puchar Polski”
Taki gol nożycami chyba nie zdarza się często?
Rzadko takie zagrania się udają nawet na treningach. A jeżeli już mają miejsce, to jest łatwiej niż w meczu ligowym, bo dookoła nie ma przeciwników, którzy chcą przeszkadzać. Szczerze mówiąc, to zachowałem się instynktownie. Nie zastanawiałem się szczególnie nad tym, co robię. Po prostu złożyłem się do strzału. Później piłka odbiła się od mokrej murawy, nabrała fajnego poślizgu i wpadła do siatki. Wszystko świetnie wyszło.
Wicemistrzostwo i zwycięstwo w Pucharze Polski to dla was realny cel?
Jak najbardziej. Pokazaliśmy w ostatniej kolejce, że nawet jak przyjeżdża do nas Lech, to my dyktujemy warunki i oni się dostosowują do naszego stylu gry. Naszym celem jest zajęcie miejsca w pierwszej trójce w ekstraklasie oraz wygrana w finale Pucharu Polski. To wszystko jest w naszym zasięgu.
Uważa pan, że wasz wyjazdowy mecz z Pogonią z ostatniej kolejki będzie jeszcze decydował o czymś?
Jeżeli i my, i oni wygramy wszystkie inne spotkania, to może się okazać, że będzie to spotkanie o wicemistrzostwo. Do tego jednak daleka droga. Musimy jednak robić swoje.
***
„Zwoliński: Nie mamy pretensji do Kuciaka”
– Jeśli dostajesz jeden, a potem drugi strzał, to może ci podciąć skrzydła, ale na szczęście cała drużyna dobrze na to zareagowała. Błąd może się przytrafić każdemu, zwłaszcza że w tym sezonie Bartek i Dušan wielokrotnie nam ratowali tyłek, więc absolutnie nie mamy do nich pretensji. Wygrywamy i przegrywamy jako drużyna. Najważniejsze, że pokazaliśmy charakter, zwłaszcza w starciu z trudnym rywalem. Piast jest naszym bezpośrednim przeciwnikiem w walce o grę w europejskich pucharach. Wiedzieliśmy po analizach, że rzadko tracą bramki, a co dopiero dwie w jednym meczu. Myślę, że gdybyśmy grali parę minut dłużej, zdobylibyśmy trzecią bramkę – przekonuje napastnik [Zwoliński – przyp. red.]. I ma rację, bo po raz ostatni minimum dwie bramki gliwiczanie stracili 31 stycznia w Krakowie (spotkanie jednak i tak wygrali 4:3).
***
„Piast zapłaci milion euro?”
Do końca kwietnia Piast Gliwice musi zdecydować, czy wykupi Jakuba Świerczoka z Łudogorca Razgrad. Jeżeli chce to zrobić, musi zapłacić milion euro, czyli ustanowić efektowny transferowy rekord w historii klubu. Świerczok – najlepszy napastnik Piasta i jeden z najlepszych w całej ekstraklasie – w tym sezonie gra tylko na zasadzie wypożyczenia, co i tak było sukcesem gliwickiego klubu, bo chętnych na nietuzinkowego piłkarza nie brakowało, nawet przy uwzględnieniu, że jest podatny na urazy i kontuzje. Bułgarzy przed rokiem chcieli go komuś oddać, ponieważ ówczesny trener Pavel Vrba nie wiązał z nim dużych nadziei.
W ciężkich koronawirusowych czasach szczególnie trudno zatwierdzić taką transakcję. Być może możliwe są próby renegocjowania tej kwoty, zaproponowanie innych warunków, tylko że jeżeli Świerczok w najbliższych tygodniach będzie zdrowy, może się spodziewać ofert z innych klubów. Piast do końca kwietnia ma jeszcze wpływ na jego przyszłość. Później znajdzie się w sytuacji takiej samej jak inni kontrahenci.
Więcej TUTAJ
***
„Gołębiewski: Lubię ryzyko, ale nie kosztem wyniku”
A skąd w ogóle taki styl grania u pana? Ofensywny, więc trudniejszy.
Ale bardziej cieszący zawodników i mnie. Pracujesz nad schematami, a gdy to ci wychodzi, strzelasz po nich gole i wygrywasz, to wtedy ta praca cieszy. Możesz też stanąć z tyłu i czekać na błąd przeciwnika. Pewnie takie mecze moja drużyna także będzie grała, ale przeważnie chcę dominować. Tydzień temu przegraliśmy 3:4 ze Stalą Rzeszów. Wynik wiele mówi, wolę taki niż 0:1. Jako trener nie lubię remisów 0:0. Jak już mam dzielić się punktami, to z bramkami.
No dobrze. Załóżmy, że trafia pan do wyższej ligi, gdzie presja wzrośnie. Nie zmieni pan podejścia?
Można tak też grać w ekstraklasie, tylko trzeba do tego odpowiednich ludzi. Czesława Michniewicza uważano za trenera defensywnego, a w Legii zmienił system, grają widowiskowo i przyjemnie na nich się patrzy. Wiadomo, że nie można być samobójcą. Każdy trener chce się utrzymać na rynku, ale mi przyświeca cel ofensywnego grania. Widać to po naszych wynikach i grze Skry. Choć nie ma idealnych meczów i idealnych trenerów.
Mówi pan, że nie ma idealnych meczów i trenerów, a jakie ideały przyświecają panu jako trenerowi?
Lubię patrzeć na grę Atalanty i Interu, podobał mi się Guardiola z Barcelony, gdzie to była inna piłka niż teraz w Manchesterze City. Cenię trenerów, którzy nie boją się ryzykować, ale też nie są samobójcami i nie przedkładają tego nad wynik. Podoba mi się praca Antonio Conte. Siedzi mi w głowie mecz z Barceloną na Camp Nou, gdzie Inter grał praktycznie we własnej szesnastce podaniami nad głowami piłkarzy Barcelony i wychodził spod pressingu. Taki futbol mi przyświeca.
***
„Iwona Lewandowska: Wiem, jak wiele Robert poświęcił”
W jakiej kondycji psychicznej był Robert po diagnozie, którą usłyszał już w Monachium?
Wszyscy mieliśmy nadzieję, że po kilku dniach odpoczynku z kolanem będzie na tyle dobrze, że zagra w kolejnym meczu. Przed nim przecież tak istotne rozgrywki. Niestety diagnoza lekarska pozbawiła nas złudzeń... Robert nie mógł zagrać w Lidze Mistrzów, powtórzyć sukcesu z zeszłego roku. Ale w sporcie nigdy nic nie wiadomo, jest nieprzewidywalny, a kontuzje niestety są jego częścią. Najważniejsze jest to, że teraz dochodzi do pełni sił i będzie gotowy na kolejne ważne mecze reprezentacji i w Bundeslidze, że znów będzie mógł walczyć o najwyższe cele. Zawsze trzeba patrzeć pozytywnie w przyszłość i mieć nadzieję, że Robert da nam radość z przeżywania tak istotnych spotkań meczów, które są przed nami.
Niestety wśród nich nie będzie finału Ligi Mistrzów. Rewanż z PSG rozwiał marzenia o ponownym wygraniu tych rozgrywek. Jak trudno jemu, wam, było się z tym pogodzić?
Proszę sobie wyobrazić, że nie może pani dobiec do mety, a jest pani częścią sztafety. To boli. Nie da się tego opisać słowami.
Powiedziała pani o trudnej drodze na szczyt. Jakie więc trudne momenty się pani przypominały?
Przede wszystkim ta Legia... Kiedy jestem u znajomych, oni zawsze dopytują, jak to jest możliwe, że przy Łazienkowskiej tak źle Roberta potraktowano. Nigdy nie zapomnę, jak wtedy był załamany, zniechęcony, zdesperowany. Mam nadzieję, że nigdy więcej już go takiego nie ujrzę. Przeżył to niesamowicie mocno. Z dnia na dzień zawalił się jego cały świat. Był jeszcze młody, futbol był dla niego wszystkim. Na szczęście to nie trwało długo, wziął się w garść. Jego ojciec już wtedy nie żył, tym bardziej Robert chciał mu pokazać, że pokona kontuzję, przetrwa to.
Sądziłam, że na czele tych trudnych wydarzeń będzie nieudany mundial w Rosji.
To była tragedia. Byliśmy tam całą rodziną wierząc że będzie dobrze. Kiedy spotkanie z Kolumbią się skończyło, siedziałam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć. Pamiętam, że to samo czułam we Wrocławiu na EURO 2012. W Kazaniu czekaliśmy na niego po meczu na stadionie. Zjechał do nas, Ania z Robertem się przytulili, tkwili w tych objęciach bez słowa. Miał tak smutną minę, jakby stracił kogoś bliskiego. Dla matki to straszne uczucie, bo nie możesz pomóc, pocieszyć. Przecież nie powiem, że nic się nie stało. Ta niemoc jest najgorsza. Można jedynie przytulić, stwierdzić: „Kocham cię, wszystko przed tobą”.
Więcej TUTAJ
***
„Dziekanowski: Porażka Lecha ceną za tanie cwaniactwo”
Myślę, że porażka z Rakowem była ceną, którą szkoleniowiec zapłacił za swoją decyzję, by nie zaczynać pracy od spotkania z Legią. Tydzień temu pisałem w tym miejscu o Skorży z pewną nadzieją. Niestety kiedy wyszło na jaw, że tak naprawdę jego umowa z Lechem była już gotowa przed meczem z liderem, to byłem lekko zniesmaczony. Jestem zwolennikiem reguły, że generalnie w sporcie kalkulowanie nie popłaca. Kiedy zaczynasz kombinować w ten sposób, że z tym rywalem odpuścisz sobie mecz, skupisz się na następnym, to zazwyczaj za takie tanie cwaniactwo przychodzi ci zapłacić wysoką cenę. Jesteś dobry, znasz się na robocie, ktoś cię wzywa do ważnej pracy, to zawijasz rękawy i zaczynasz. Przegrywasz z Legią, znosisz to po męsku i korygujesz błędy w meczu z Rakowem. A gdy unikasz prestiżowej rywalizacji z liderem, potem dostajesz po głowie od Rakowa, to nie masz już żadnego alibi, że pracujesz za krótko, że piłkarze nie pojęli jeszcze twoich pomysłów.
Więcej TUTAJ
***
„Dudek: Barcelona zagrała krytykom na nosie”
Wygrana Barcelony z Athletic Bilbao (4:0) w fi nale Pucharu Króla oznacza, że Blaugrana nie skończy sezonu z pustymi rękami. Stary-nowy prezes Joan Laporta najwyraźniej wie, jak poprowadzić zespół, aby ten wrócił na zwycięskie tory. Obecny sezon w dalszym ciągu przypomina mi rollercoaster. Pamiętamy zarówno problemy Realu Madryt, jak i Barcy. Wydawało się, że Atletico jest niezagrożone, sam tak myślałem przez dłuższy czas. Jednak obserwując inne ligi, widzimy przebudzenie gigantów, którzy za wszelką cenę pragną ratować sezon, który do niedawna wydawał się stracony. Nie chcę powiedzieć, że zdobytym pucharem Barca uratowała sezon. Pamiętam, jak w 2010 roku za Jose Mourinho zdobyliśmy „tylko” Puchar Króla, Blaugrana wygrała ligę, ale ograliśmy ich w finale, co dało nam wówczas poczucie spokoju. Być może dla Barcy to także będzie motor napędowy do dalszej walki. Przed nimi przecież jeszcze trudna konfrontacja z Atletico Madryt. Kto wie, może decydująca o tytule mistrzowskim.
Więcej TUTAJ
***
„Pożegnanie”
Chwilę po meczu z Wolfsburgiem (3:2) zdawało się, że głównym tematem będzie zwycięstwo monachijczyków (3:2), dzięki któremu powiększyli przewagę nad RB Leipzig do siedmiu punktów, i świetny występ zdobywcy dwóch bramek 18-letniego Jamala Musiali. Pomeczowy wywiad, którego Hans-Dieter Flick udzielił telewizji Sky, wywołał jednak burzę i sprawił, że samo spotkanie zostało zepchnięte w cień. – Powiedziałem władzom klubu, że chciałbym rozwiązać kontrakt. Zespół dowiedział się o tym dzisiaj (czyli w sobotę – przyp. red.) – przyznał Flick.
Tak kończy się najlepszy jak dotąd okres w karierze tego szkoleniowca, ale i najlepszy w historii Bayernu, choć nikt się nie spodziewał się, tak potoczą się jego losy, a zespół przejął nieco przypadkowo. Trafi ł tam latem 2019 roku jako asystent Niko Kovača. Kiedy ten w listopadzie 2019 został zwolniony, to tymczasowo zastąpił go właśnie Flick. Osiągał na tyle dobre wyniki, że władze klubu powierzyły mu prowadzenie zespołu na stałe. W wieku 55 lat dostał w końcu szansę samodzielnego prowadzenia silnej drużyny. Wcześniej był pierwszym szkoleniowcem jedynie w Victorii Bammental w niższych ligach i Hoffenheim, które przez cztery sezony bezskutecznie próbował wprowadzić na zaplecze Bundesligi.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Umarł król – i co teraz?”
Mimo wszystko wcale nie jest powiedziane, że... Flick odejdzie. Jego kontrakt obowiązuje do 2023 roku, a według doniesień mediów większość zarządu to zwolennicy trenera, którzy mogą nie chcieć go puścić. W opozycji znajduje się rzecz jasna skonfliktowany z Flickiem Salihamidzić, mający jednak silne poparcie słynnego Uliego Hoenessa. Były prezydent usunął się co prawda w bawarski cień, jednak cały czas ma wiele do powiedzenia w kuluarach. Jeśli Flick odejdzie z Bayernu, wcale nie zrobi tego jako przegrany. Przegrany będzie wtedy... Bayern, który straci świetnego szkoleniowca, a zostanie z fajtłapowatym w swoim działaniu dyrektorem sportowym - bo pracy Salihamidzicia zbyt pozytywnie nie można oceniać.
„GAZETA WYBORCZA”
„W obronie Lecha Poznań”
Wystarczy jednak porzucić zabobony o wygrywaniu jako głównym celu istnienia klubu piłkarskiego, by zrozumieć, że Lech prosperuje fantastycznie, zresztą nigdy nie dałem sobie wcisnąć kitu, że poznańskim prezesom przykro, bo przegrali jakiś mecz. Oni prowadzą firmę import-eksport, wychodzą na swoje, zatrudniani pracownicy czują się docenieni i żyją w dobrobycie. Zdrowa przedsiębiorczość.
A kto zazdrości rywalom ze wschodu Europy, niech przyjrzy się szczegółom. Slavia Praga, która znów zajrzała do ćwierćfinału LE? Zaprzedała się przybyszom z Chińskiej Republiki Ludowej. Dinamo Zagrzeb, które zamieszkało w fazie grupowej LM? Umoczone w krętactwach skazanych za oszustwa braci Mamiciów – chcielibyście dyrektora sportowego, który czasami ucieka przed więzieniem za granicę, a czasami postrzelą go zabójcy na zlecenie? A jak przyjęlibyście właściciela zarządzającego klubem z celi, do czego musieli przywyknąć w Bukareszcie? I wreszcie Zenit St. Petersburg – jedyny w okolicy dorównuje hojnością Szachtarowi, bo sponsoruje go Gazprom, używane do propagandy gospodarcze ramię reżimu Putina...
Więcej TUTAJ