Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Twitter

Dynamo Kijów, Spartak Moskwa i katastrofa w Czarnobylu, czyli święto futbolu podczas tragedii

Autor: Karol Bochenek
2021-04-27 18:05:21

Tego dnia w Kijowie zanosiło się na prawdziwe święto futbolu. Dynamo, perfekcyjna maszyna Walerego Łobanowskiego, mierzyło się ze Spartakiem Moskwa, największym rywalem, z którym od lat walczyło o krajowy prym. Pogoda była idealna: nad miastem wisiało kwietniowe słońce, świeżym, wiosennym powietrzem aż chciało się oddychać. Na trybunach Stadionu Olimpijskiego zasiadły 82 tysiące kibiców. Był 27 kwietnia 1986 roku.

W tym samym czasie, 130 kilometrów na północ od Kijowa, grupa ratowników toczyła samobójczą walkę na polu być może najpoważniejszej katastrofy technologicznej w dziejach świata. Od wybuchu reaktora jądrowego numer 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej minęło zaledwie 30 godzin, ale kraj nie znał prawdy o tej tragedii. To dlatego w Kijowie była piłka i było święto.

***

Katastrofa w Czarnobylu 30 lat temu przyczyniła się do rozpadu Związku Radzieckiego bardziej niż rozpoczęta przeze mnie pieriestrojka. Kraj Rad przestał istnieć pięć lat po Czarnobylu. Można jednak śmiało powiedzieć, że po awarii elektrowni świat zmienił się drastycznie i obudziliśmy się w zupełnie innej erze.

~ Michaił Gorbaczow, sekretarz generalny KC KPZR w latach 1985-90

***

Michaił Gorbaczow na czele Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego stanął 11 marca 1985 roku. Stosunkowo młody, rzutki, energiczny, z pomysłami, które wychodziły poza standardowe ramy - te cechy wyróżniały go na tle partyjnych kolegów. Jednocześnie wcale nie ustępował im pod względem doświadczenia i pozycji. Ważną rolę pełnił już w ekipie Jurija Andropowa, sekretarza generalnego Komitetu Centralnego KPZR w latach 1982-84, który jako pierwszy dostrzegł konieczność przeprowadzenia reform gospodarczych i społecznych. Plany Andropowa nie zostały jednak zrealizowane. Schorowany gensek zmarł w lutym 1984 roku, a jego następca, Konstanin Czernienko, przy wsparciu konserwatywnych partyjniaków, planował przywrócić wcześniejszy ład. Tyle że Czernienko był w jeszcze gorsze kondycji fizycznej. Rządził tylko przez rok - od lutego 1984 do marca 1985 roku. Dopiero po jego śmierci nadszedł czas Gorbaczowa.


Michaił Gorbaczow i Ronald Reagan, źródło: commons.wikimedia.org

Nowy gensek nie był jednak rewolucjonistą. Odważne zmiany, do których dążył, miały usprawnić funkcjonowanie kraju, zmodernizować go, ale przy zachowaniu autorytarnego charakteru władzy. Związek Radzieckim nadał miał być Związkiem Radzieckim. Nowszym, sprawniejszym, bez wojny w Afganistanie, korupcji i alkoholizmu. Z tą samą, co dotychczas polityką, którą Gorbaczow uważał, za słuszną, konsekwentną i prawdziwie leninowską.

- Jeżeli nie my, to kto? Jeżeli nie teraz, to kiedy? - pytał Gorbaczow w kwietniu 1985 roku na posiedzeniu KC KPZR. I jednocześnie ogłaszał pieriestrojkę, czyli przebudowę, której fundamentem były plany reform ekonomicznych opracowane jeszcze za czasów Andropowa. ZSRR miał przyśpieszyć - uskorienie to kolejne hasło przewodnie polityki Gorbaczowa. Trzecim była jawność - głasnost’, czyli obce dla Kraju Rad złagodzenie cenzury i jawność życia publicznego. O zmianach na tym polu zaczęto mówić w lutym 1986 roku.

Podniesienie żelaznej kurtyny i powszechne prawo do krytyki rzeczywistości przeczyło w zasadzie wszystkim zasadom, które od lat wyznawała władza sowiecka. Głasnost’ nie mieściła się w kanonie, dla kacyków była ciałem obcym. Oznaczała wszak odwrócenie wektorów, zmierzch dotychczasowej hierarchii i centralizmu partyjnego. W tak głęboko zalanym betonem systemie, jak ten radziecki, była to najwyższa abstrakcja. A jednak Gorbaczow zdecydował się na ten ruch. Jego reformy miały nie tylko odbudować kraj gospodarczo, ale także zmienić świadomość społeczeństwa. Jawność była kluczowym elementem tego planu.

Ale już dwa miesiące po pierwszej wzmiance na ten temat, głasnost’ uległa degradacji, do której doprowadziła katastrofa w Czarnobylu.

***

Największą wadą reaktorów rurowo-grafitowych okazało się to, że nie były one odporne na mentalność człowieka sowieckiego, co potwierdziła katastrofa w Czarnobylu.

~ Andrzej Krajewski, Energia jądrowa w ZSRR. Pierwsza zasada: Nie przejmować się (Dziennik. Gazeta Prawa)

***

W Związku Radzieckim z atomem na poważnie eksperymentowano od 1942 roku. Józef Stalin, dowiedziawszy się, że USA posiadają broń tego typu, nie chciał zostać w tyle. Zachód miał się go przecież bać, dlatego programowi stworzenia sowieckiej broni jądrowej nadano status priorytetu. Kierownictwo naukowe nad projektem objął Igor Kurczatow, fizyk, który kilka lat wcześniej z sukcesem przeprowadził doświadczenie rozbicia jądra atomu. Ludzie Stalina wyposażyli go w plany reaktorów atomowych i samej bomby przechwycone przez sowiecki wywiad. Postęp prac kontrolował z kolei szalony i brutalny, a przy tym niezwykle oddany sprawie Ławrientij Beria, szef NKWD.


Igor Kurczatow, źródło: commons.wikimedia.org

Udział Berii w pracach nad pierwszym radzieckim reaktorem atomowym wymagał od uczonych maksymalnego poświęcenia. Kurczatow nie miał więc oporów, by ignorować wszelkie względy bezpieczeństwa, a nawet samemu wejść do środka reaktora. W ten sposób próbował ustalić, dlaczego na prętach paliwowych pękają osłonki, przez co reaktor nie wytwarza plutonu niezbędnego do skonstruowania bomby atomowej. W 1949 roku wreszcie się udało, a Beria, choć reaktor nieustannie się psuł, mógł zatriumfować. 29 sierpnia na poligonie pod Semipałatyńskiem (dzisiejszy Semej) zdetonowano pierwszą radziecką bombę jądrową.

Po śmierci Stalina i Berii atomowe plany ZSRR kontynuował Nikita Chruszczow. To on zaakceptował pełen obłędu pomysł generała Gieorgija Żukowa, który podstawą był złowieszczy eksperyment militarny.

- Na poligonie koło wsi Tockoje w obwodzie orenburskim przygotowano wzorcowe pola bitwy, składające się z betonowych bunkrów, ziemianek oraz klasycznych okopów. Dwie linie frontu były oddalone od siebie o ok. 15 km. Jedną obsadziły 44 tys. żołnierzy wyposażonych w sprzęt militarny, ale bez odzieży ochronnej. Na drugiej linii, imitującej pozycje obronne wroga, rozmieszczono czołgi, transportery opancerzone i działa, do których poprzywiązywano kozy, konie, krowy i psy zabrane okolicznym chłopom (…) 4 września 1954 r., w dniu eksperymentu, nad poligon nadleciał bombowiec Tu-4 i w odległości 5 km od umocnień „wroga” zrzucił na spadochronie bombę atomową o mocy 20 kiloton. Czyli prawie taką jak ta, która zniszczyła Hiroszimę. Nuklearny ładunek eksplodował 350 metrów nad ziemią, paląc wszystko w promieniu wielu kilometrów. Marszałek Żukow nakazał jednak kontynuować manewry – w drugim etapie setka bombowców Ił-28 miała zrzucić bomby konwencjonalne na głowy zwierząt, które mogły przeżyć w umocnieniach linii „nieprzyjaciela”. Po nalocie dywanowym marszałek wydał rozkaz „przełamania frontu wroga”. Godzinę po odpaleniu ładunku jądrowego dowódcy popędzili 44 tys. nieświadomych niebezpieczeństwa żołnierzy do ataku (…) Zadowolony Żukow skonstatował, że przy pomocy bomb atomowych można nie tylko niszczyć miasta, lecz także przełamywać linie frontu - pisał Andrzej Krajewski na łamach „Dziennika. Gazeta Prawna”.

Rozmach, z jakim Chruszczow chciał budować atomową potęgę Związku Radzieckiego, zwyczajnie porażał. Trudno bowiem inaczej ocenić pomysł rozpuszczenia lodów Arktyki przy pomocy pomp zasilanych reaktorami atomowymi czy budowy linii kolejowej, która miała przebiegać przez wysadzone Himalaje, łącząc ZSRR z Indiami i Chinami. Szczęśliwie te plany nigdy nie zostały zrealizowane. Zamiast tego Chruszczow musiał głowić się nad utajnieniem wybuchu odpadów nuklearnych, do którego 29 maja 1957 roku doszło w zakładach Majak zlokalizowanych w zamkniętym mieście Czelabińsk-40 (dzisiejszy Oziorsk).


Nikita Chruszczow i Leonid Breżniew, źródło: commons.wikimedia.org

Leonid Breżniew, następca Chruszczowa, do atomu  podchodził w inny sposób. Energię jądrową chciał wykorzystywać głównie do produkcji prądu i głowic nuklearnych. Z drugiej strony, swój program atomowy Breżniew realizował z niewyobrażalnym rozmachem. W 1966 roku Rada Ministrów ZSRR zaakceptowała plan budowy kilkunastu elektrowni atomowych, napędzanych nowymi reaktorami rurowo-grafitowymi, rozpisany na lata 1966-77. Jedną z nich zlokalizowano w Czarnobylu.

Czarnobylska Elektrownia Jądrowa miała być namacalną ilustracją potęgi Związku Radzieckiego. Uruchomienie pierwszego bloku przewidywano na rok 1975, ale po drodze różne sprawy ułożyły się nie tak, jak powinny. Brakowało pieniędzy i materiałów, dlatego wiele komponentów znacząco odbiegało jakością od tej przewidywanej. W końcu w 1977 roku elektrownia oficjalnie wystartowała, a w kolejnych latach otwierano kolejne bloki. Ostatni, czwarty z sześciu planowanych, zaczął działać w 1984 roku. Dwa lata później, 26 kwietnia 1986 roku, w wyniku szeregu błędów ludzkich i technologicznych, w bloku numer cztery doszło do dwóch wybuchów, które zmieniły historię ZSRR.

***

W ZSRR do końca trzymano wszystko w sekrecie. Ludzie nie dowiedzieli się od razu, co się stało. Byliśmy zamkniętym państwem, dopiero na zachodzie zrobiono wokół tego szum. Kiedy nie było już czego ukrywać, w gazetach i radiu pojawił się komunikat, że w Czarnobylu wybuchł reaktor, ale nie stało się nic strasznego.

~ Wiaczesław Kołoskow, w 1986 r. kierownik Wydziału Piłki Nożnej Komitetu Sportowego ZSRR

***

Czy katastrofy dało się uniknąć? Z perspektywy czasu można stwierdzić, że tak. Dzień wcześniej w Czarnobylu miały odbyć się test bezpieczeństwa, który wymagał wyłączenia reaktora, ale ze względu na prace prowadzone w Południowoukraińskiej Elektrownii Atomowej (w obwodzie mikołajewskim) Nikołaj Fomin, naczelny inżynier elektrownii w Czarnobylu, został poproszony o zmianę terminu. Test został przesunięty o kilka godzin, obył się w nocy z 25 na 26 kwietnia, pod nadzorem nieprzeszkolonych operatorów. Celem było całkowite wyłączenie reaktora i właśnie ten proces w pewnym momencie wymknął się spod kontroli.

Kierujący zmianą Anatolij Diatłow nie chciał jednak odpuścić. Kiedy w reaktorze gwałtownie spadła ilość wody odpowiedzialnej za chłodzenie, a jego moc zaczęła szybko rosnąć, jeden z operatorów, Aleksandr Akimow, w akcie paniki wcisnął przycisk AZ-5 wywołujący awaryjne wyłączenie reaktora. Ale zamiast okiełznać zagrożenie, Akimow sprawił, że 178 prętów kontrolnych z grafitowym zakończeniem zaczęło wbijać się w rdzeń reaktora. Grafit wzmocnił zachodzące w nim reakcje chemiczne, doprowadzając do błyskawicznego zwiększenia mocy i temperatury. O 1:23 doszło do pierwszego wybuchu, zaraz po nim nastąpił kolejny. Po latach oszacowano, że skażanie radionuklidami objęło całą półkulę południową.


Blok nr 4 Czarnobylskiej Elektrownii Jądrowej, źródło: commons.wikimedia.org

W momencie awarii kierownictwo Czarnobylskiej Elektrownii Jądrowej nie zdawało sobie sprawy z jej rozmiarów. Ograniczenia skali dozymetrów, którymi dysponowano, wpłynęły na błędne odczyty faktycznego poziomu napromieniowania. Swoje robił też strach, dlatego pierwsze informacje, które dotarły do członków KC KPZR, nie napawały pesymizmem. Kreml pełnię wiedzy na temat katastrofy posiadł dopiero 27 kwietnia około godziny 7:00 po otrzymaniu stosownej notatki od powołanej w trybie awaryjnym Komisji Rządowej, której członkowie zdążyli przybyć do Czarnobyla.

Kolejne spływające do Moskwy informacje były jeszcze bardziej niepokojące, kwestią czasu było odnotowanie rosnącego napromieniowania za granicą, ale mimo to Biuro Polityczne nie śpieszyło się z podaniem informacji o tragedii. Na posiedzeniu, które odbyło się 28 kwietnia, na wniosek Gorbaczowa i pod czujnym okiem Andrieja Gromyki, wieloletniego ministra spraw zagranicznych ZSRR, opracowano komunikat o następującej treści, który został przekazany mediom:

W Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej doszło do awarii, uszkodzony został jeden z reaktorów. Podjęto działania w celu likwidacji następstw awarii. Ofiarom udzielono pomocy. Powołano Komisję Rządową.

Radzieckie społeczeństwo nie dostało więc informacji o ofiarach śmiertelnych, ewakuacji ludności i czyhającym niewidzialnym zagrożeniu. Mało tego, komunikat Gromyki trafił na ostatnie strony gazet i końcowy fragment telewizyjnego dziennika „Wremia”. Równie groteskowe obwieszczenie, wzbogacone jedynie informacją o rozprzestrzenianiu się radiacji, kilka dni później wysłano za granicę. Prestiż kraju był ważniejszy od ludzkiego zdrowia i życia - takie były początki głasnosti. Gorbaczow w sprawie Czarnobyla publicznie wypowiedział się dopiero 14 maja.

***

Przed meczem nie wiedzieliśmy o awarii. Niby pojawiały się jakieś pogłoski, ale uspokajano nas, że to tylko maleńki problem. Pamiętam, że to był ciepły, wiosenny dzień. Lekko się oddychało.

~ Anatolij Demianienko, w 1986 roku piłkarz Dynama Kijów

***

Opieszałość politbiura i utajnianie tragedii automatycznie wywołały groźbę gigantycznej tragedii. Kiedy nad Czarnobylem formowała się radioaktywna chmura, społeczeństwo szykowała się do wielkiego pierwszomajowego pochodu. I ten pochód, choć szczątkowe informacje o wybuchu zdążyły już dotrzeć do ludzi - 28 kwietnia informacje o rosnącej radiacji przekazali operatorzy ze szwedzkiej elektrowni Forsmark - faktycznie się odbył. Skoro jednak Wołodymyr Szczerbycki, I sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy, maszerował w nim z własnym wnukiem, to nie było powodów do niepokoju.

Kreml robił wszystko, aby uniknąć wzniecenia powszechnej paniki. Za iluzoryczną fasadę normalności wciśnięto wszystkie niepokoje. Kiedy w Czarnobylu kolejny likwidatorzy walczący ze szkodami przyjmowali śmiertelną dawkę promieniowania, w Kijowie startował XXXIX Wyścig Pokoju, w którym najlepszy był Olaf Ludwig, późniejszy dwukrotny mistrz olimpijski. - Ojciec w Czarnobylu przyjął olbrzymią dawkę promieniowania. (…) Dobrze pamiętam tę radioaktywną chmurę, pamiętam, gdzie jeździł ojciec, choć on chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Wracał, a na poduszce zostawiał ogromne plamy krwi - mówił w rozmowie z portalem championat.com Wiktor Gonczarenko, obecnie trener FK Krasnodar, który po Czarnobylu stracił ojca.


Pochód pierwszomajowy w Kijowe, 1986 r., źródło: twitter.com

Pierwszym dowodem na to, że prestiż i opinia kraju ważyły w ZSRR więcej niż ludzkie życie, nie był jednak wyścig kolarski ani nawet pochód z okazji Święta Pracy. 27 kwietnia w Kijowie miał odbyć się mecz Dynama Kijów ze Spartakiem Moskwa, słynne sowieckie derby. Najważniejsze spotkanie w kraju, w którym grano nie tylko o zwycięstwo, ale także o honor całych spartakowskich i dynamowskich pokoleń. Tym bardziej że kwietniowe starcie zaplanowano niemal równo w 50. rocznicę pierwszego meczu pomiędzy obiema drużynami.

Czy wiedzieli? Wiaczesław Kołoskow, który w 1986 roku był kierownikiem Wydziału Piłki Nożnej Komitetu Sportowego ZSRR, po latach opowiadał, że władza nie przekazała uczestnikom meczu żadnych informacji. - To znany i oczywisty fakt, że próbowano ukryć tę tragedię. Nie było mowy o przesunięciu meczu, ten temat w ogóle nie został podjęty. Nie dostaliśmy ani żadnych telefonów, ani żadnych instrukcji, ani zaraz po tragedii, ani później. Dziś wiemy, że w Kijowie i Mińsku nie można było wtedy grać. Miałem wtedy służbowy telefon, państwowy, ale nikt do mnie nie dzwonił. Jak wszyscy wierzyłem w to, co podawała prasa. Co innego pozostawało? Nie było innych źródeł informacji. Miałem jechać do Czarnobyla?

Trochę inaczej sprawę przedstawiał Aleksandr Bubnow, który 27 kwietnia 1986 roku grał po stronie Spartaka, choć z jego relacji i tak wynika, że przed pierwszym gwizdkiem panowała błoga nieświadomość. - Wiem, że Łobanowski wiedział o Czarnobylu przed wszystkimi. Był blisko ze Szczerbyckim, więc już po meczu dostał informacje z pierwszej ręki, ale powiedziano mu, że nie stało się nic złego. Wprost przeciwnie, uspokajano go, mówiono, że nieduża dawka promieniowania będzie nawet dobra dla organizmu. Piłkarze Dynama pili później czerwone wino (przedstawiano je jako bardzo dobre zabezpieczenie przed działaniem promieniowania- przyp. red.). To było dla nich jak rozgrzewka przed meczem, przywykli do poważniejszych trunków. Ale i tak pili z radością, a „Łoban” przymykał na to oko.

***

To oczywiste, że było ryzyko. Ale Kijów jest bardziej na południe niż Czarnobyl, a chmura radioaktywna poszła na północ, w stronę Skandynawii. Mieliśmy szczęście.

~ Jurij Wasiłkow, w 1986 roku lekarz Spartaka Moskwa

***

Mecz, który na żywo obejrzało aż 82 tysiące niczego nieświadomych kibiców, przebiegał pod dyktando gospodarzy. Spartak nie wytrzymał tempa, które narzucili zawodnicy Łobanowskiego, a gdyby nie świetnie dysponowany Rinat Dasajew, zapewne wyjechałby z Kijowa w jeszcze gorszych nastrojach. Porażka 2:1 po golach Jakowienki i Biełanowa dla Dynama oraz Radionowa dla Spartaka na papierze nie wyglądała najgorzej, ale dla wszystkich - piłkarzy, trenerów i kibiców - było jasne, kto jest dominatorem, a kto musi się jeszcze sporo nauczyć.

Goście swoją przeciętną dyspozycję tłumaczyli zamieszaniem, które wyniknęło przed meczem. Najpierw, zupełnie niespodziewanie, ulokowano ich w innych hotelu, niż pierwotnie zakładano. Po nocy skarżyli się z kolei na fatalne samopoczucie. Aleksandr Bubnow opowiadał, że na boisku żaden z nich nie był sobą. Dziś nie da się stwierdzić, czy była to li tylko wymówka, czy w związku z katastrofą w Czarnobylu faktycznie było coś na rzeczy.

Faktem jest natomiast, że zdecydowana większość zgromadzonych 27 kwietnia 1986 roku na stadionie w Kijowie mieli niesamowite szczęście. Wiatr, który tego dnia szalał nad obiektem - Bubnow twierdził nawet, że nigdy wcześniej ani nigdy później nie wiało tam z taką siłą - kierował się na północ, spychając radioaktywną chmurę w stronę Mińska i dalej - w kierunku Skandynawii. Jedynie dla zawodników Spartaka oznaczało to… poważne problemy, które jednak - i to dosłownie - przeszły bokiem.

Kolejny wyjazdowy mecz w ramach Wyższej Ligi „czerwono-biali" mieli zaplanowany już na 2 maja. Kierunek? Ten nieszczęsny Mińsk, który lada chwila miał stać się centrum atomowego niebezpieczeństwa. Futbol nie był jednak zakazany, nic nie było, więc mecz odbył się normalnie. Zespół o sytuacji, w której się znalazł, dowiedział się dopiero po spotkaniu. - Oczywiście zaczęła się panika. Na szczęście chmura ostatecznie przeszła obok Mińska, nie zahaczyła o miasto. No i mieszkaliśmy w starym hotelu z bardzo grubymi ścianami. Nikt się nie zaraził. Pracownicy klubowej administracji dostali w prezencie Żubrówkę. Mówiono, że skutecznie usuwa stront (pierwiastek chemiczny, jeden z najgroźniejszych produktów wybuchów jądrowych - przyp. red.). Czy piłkarze coś dostali - tego nie wiem - mówił na łamach portalu championat.com Aleksandr Chadży, w 1986 roku kierownik Spartaka. 

***

- Przyjmował pan jod lub piłka czerwone wino dla ochrony?
- Nie, zawsze wolałem whisky.

~ Wiaczesław Kołoskow, w 1986 r. Kierownik Wydziału Piłki Nożnej Komitetu Sportowego ZSRR

***

Dla Dynama wygrany mecz ze Spartakiem był próbą generalną przed najważniejszym występem w sezonie. Zaledwie kilka godzin po spotkaniu „czerwono-białych” z Dynamem Mińsk, zespół Łobanowskiego wybiegł na murawę Stade de Gerland w Lyonie, by zmierzyć się z Atletico Madryt w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. 11 lat od pierwszego tryumfu Dynama w tych rozgrywkach, cenne trofeum mogło wrócić od Kijowa. Faworytem byli Hiszpanie prowadzeni przez Lusia Aragonesa, ale najlepsza radziecka ekipa nie dała im najmniejszych szans, wygrywając aż 3:0. Po meczu grę Dynama określono mianem futbolu z innej planety. Oleg Błochin, autor gola na 3:0, mówił, że najtrudniejsza dla niego była nie walka z obrońcami, ale złapanie koguta, który przed startem drugiej połowy wybiegł na murawę.

Finałowe spotkanie odbyło się jednak w cieniu wydarzeń, do których doszło w Czarnobylu. Dziennikarze przez kilka dni nie odstępowali zawodników Dynama na krok, nieustannie wypytując o katastrofę. Sęk w tym, że nie mogli usłyszeć nic przełomowego. Zawodnicy Łobanowskiego nie mieli pojęcia, że w ich najbliższym sąsiedztwie doszło do dantejskich scen, nie wiedzieli, jak reagować na pytania, czy w ogóle można w nie wierzyć. Dodatkowo o ich „spokój” troszczyli się agenci KGB, którzy interweniowali zawsze wtedy, gdy tłum dziennikarzy rozpoczynał salwę. Ale i na to znalazł się sposób. Podczas ostatniego treningu Dynama dziennikarze usadowili się tuż przy płycie boiska i zaczepiali rozgrzewających się zawodników. Niektórzy trzymali w rękach własne dozymetry.

Największą wiedzą na temat tragedii dysponował Walery Łobanowski. Nie dość, że był blisko najważniejszych polityków w kraju, to jeszcze tuż przed wyjazdem do Francji otrzymał pakiet szczegółowych informacji od Walentina Szczerbaczewa, komentatora telewizji państwowej, który relacjonował finał PZP. - Wieczorem 27 kwietnia przyszedł do mnie znajomy inżynier, który pracował w elektrownii w Czarnobylu. Dosłownie przyszedł - najpierw ewakuowany jechał autobusem, później szedł na nogach. Już od progu zaczął mówić, żeby nie wypuszczać dzieci na ulicę, że stało się coś nieodwracalnego. Opowiedział nam o wydarzeniach w Czarnobylu. Byłem jednym z nielicznych, którzy znali całą prawdę - opowiadał Szczerbaczew w rozmowie z portalem terrikon.com.

Jak Łobanowski przyjął te wieści? Z relacji Szczerbaczewa wynika, że na twarzy nie drgnął mu nawet jeden mięsień, ale w oczach momentalnie zatańczył strach. Mimo to utrzymywał, że na pewno nie jest aż tak źle i sugerował, że trzeba wierzyć oficjalnym komunikatom. Rozmów z francuskimi dziennikarzami unikał jednak jak ognia, a nawet więcej - po prostu przed nimi uciekał. Szczerbaczew wspominał, że kiedy dzień przed finałem spacer po Lyonie przerwał im tłum reporterów, schowali się przed nimi w kinie, z którego wyszli dopiero po dwóch seansach.

***

To, co zobaczyliśmy we francuskich gazetach - zdjęcia satelitarne okolic Kijowa i szalone wskaźniki promieniowania - to był szok. Baliśmy się o tych, którzy zostali blisko reaktora.

~ Walentin Szczerbaczew, w 1986 roku komentator radzieckiej telewizji

***

Zwycięska drużyna Dynama do Kijowa dotarła pociągiem. Jak wyglądało powitanie? Oddajmy głos Wiktorowi Branickiemu, który w 1986 pracował jako korespondent „Młodej Gwardii” i „Sowieckiego Sportu”. - Powitanie drużyny na dworcu kolejowym było absurdalne. Z sąsiednich torów odchodziły pociągi pełne dzieci, a zespół i całą klubową delegację witano z rozmachem jak największych bohaterów. Były kwiaty, orkiestra… Byłem tam i widziałem niezrozumienie w oczach zawodników. Oni przyjechali z Francji i znali całą prawdę - opowiadał na ławach terrikon.com.

Radziecka propaganda z sukcesu Dynama nie mogła zrobić należytego użytku. Świadomość powagi wydarzeń z Czarnobyla powoli rozlewała się na cały kraj, w tym świetle piłkarskie triumfy nie miały większego znaczenia. Właściwie jedyny ruch, na jaki się zdecydowano, to oddelegowanie ludzi z klubu do pracujących w strefie zagrożenia likwidatorów, by podnieść morale w załodze. W skład delegacji weszli Wołodymyr Bessonow i Serhij Bałtacza. - Przyszli [likwidatorzy] na spotkanie na wpół śpiący i szalenie zmordowani. Kiedy zbieraliśmy się do powrotu, uprzedzili nas, że musimy wyrzucić całą odzież. Na piętrze, przed drzwiami wejściowymi do mieszkania, ściągnąłem wszystko, wrzuciłem do zsypu i wszedłem do domu nagi - relacjonował później Bessonow.

***

Kijów żył swoim zwykłym życiem. 27 kwietnia - piłka nożna, 1 maja - demonstracja. To w Paryżu ludzie byli wystraszeni, nie w Kijowie. Łobanowski, dowiedziawszy się, co się dzieje, zakazał rozmawiać z dziennikarzami. Siedzieliśmy w pokojach i skakaliśmy po kanałach - wszędzie tylko Czarnobyl i Czarnobyl. Nikt z nas nie rozumiał francuskiego, ale to nie było potrzebne, aby pojąć, że stało się coś strasznego.

~ Wasilij Rac, w 1986 roku zawodnik Dynama Kijów

***

Niedługo po finalne PZP 13 zawodników Dynama, w tym Bessonow, który odwiedził likwidatorów, i 4 zawodników Spartaka, rozpoczęło przygotowania do mistrzostw świata w Meksyku. Ci, którzy nie załapali się do reprezentacji, zostali w domach. Zasłaniali okna, jak im radzono, i dla bezpieczeństwa pili czerwono wino. W lipcu Dynamo wróciło do zmagań ligowych, jesienią - walczyło u siebie w europejskich pucharach. O niebezpieczeństwie nikt nie mówił.

Czy któryś z uczestników meczu z 27 kwietnia 1986 roku zapłacił własnym zdrowiem za nieludzkie postępowanie radzieckiej władzy? Zdaniem Jurija Wasilkowa, nikt nie ucierpiał, ani w Dynamie, ani w Spartaku. Wieloletni lekarz „czerwono-białych” mówił nawet, że w szatni piłkarze żartowali, że napromieniowanie zapewni im nadludzkie siły. Ale przy tym stwierdził, że na Białorusi na pewno byli jacyś poszkodowani. Bo piłka musiała się przecież kręcić bez zmian.

***

W 2019 roku rosyjski raper Noize MC nagrał specjalny utwór z okazji kolejnej rocznicy katastrofy w Czarnobylu. W drugiej zwrotce nawiązał do meczu Dynamo-Spartak. Od zagrożenia ważniejsze było, kto zwycięży.

***

W 1969 roku białoruski pisarz i poeta Uładzimir Karatkiewicz napisał wiersz pt. „Dziewczyna w deszczu”, który - jak poniekąd wskazuje tytuł - opisywał dziewczynę tańczącą w deszczu. Wiersz aż do ostatniego wersu jest utrzymany w radosnym klimacie, ale kończy się tak: 



Chciało się żyć już zawsze,
Dziewczyna śpiewała ze szczęścia
….
W tym deszczu był stront.

Czyżby wiersz proroczy?


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się