Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz PressFocus
Nie tylko Salamon i Murawski. Dla nich również powrót z zagranicy nie byłby najgorszym pomysłem
Kluby Ekstraklasy praktycznie co okienko transferowe z otwartymi ramionami witają zawodników wracających z nieudanych emigracji. Często jest to spowodowane brutalnym zderzeniem z lepszą ligą, w niektórych przypadkach problemami finansowymi zagranicznych ekip, a czasem po prostu względami prywatnymi bądź przyszłościowymi. Tej zimy do Lecha Poznań wrócił już Bartosz Salamon, latem uczyni to Radosław Murawski, z Legią Warszawa rozmawia Kamil Grosicki, blisko Górnika Zabrze jest Rafał Kurzawa, a my widzimy następnych kandydatów do takich powrotów.
Słowem wprowadzenia, pod uwagę braliśmy zawodników, którzy mają kłopoty w swoich klubach bądź sami w jakiś sposób wykazują chęć powrotu do Ekstraklasy. Głównym kryterium był kontrakt, który wygasa, bądź możliwa perspektywa stałego lub czasowego odejścia z klubu. Z tego powodu pomijaliśmy tych, którzy rzadko grają, ale trzeba byłoby za nich zapłacić bardzo duże pieniądze, jak choćby Łukasza Teodorczyka, związanego dalej z Udinese. Nie uwzględnialiśmy też Kamila Grosickiego, który już rozmawia w sprawie swojego powrotu do Polski. Pominęliśmy również Rafała Kurzawę i Konrada Wrzesińskiego, których umieściliśmy wśród dostępnych zawodników bez kontraktu.
Wytypowaliśmy dziesięć innych nazwisk, którym z różnych względów również radzilibyśmy zastanowić się na powrotem do naszej ligi. Mogliby zyskać na tym i oni, i polskie kluby. Patrzyliśmy nie tylko w perspektywie tego okienka, ale również najbliższego lata. Wielu z nich może już bowiem podpisać umowę ważną od 1 lipca, jak to uczynił Radosław Murawski w Lechu Poznań.
Kolejność alfabetyczna.
***
Adam Bodzek
Z jednej strony pozornie nie widać najmniejszego sensu, by Bodzek po blisko trzydziestu latach opuszczał Niemcy. Jego piłkarska kariera to absolutny fenomen, bo występował tylko w dwóch zespołach: MSV Duisburg i Fortunie Dusseldorf. Nigdy nie zszedł poniżej poziomu 2. Bundesligi, a zaliczył też blisko sto meczów w elicie. Dziś jest kapitanem Fortuny i jedną z ikon klubu.
Z drugiej strony jednak nigdy nie ukrywał, że chętnie wystąpiłby jeszcze w Górniku Zabrze, któremu kibicuje. - Słyszałem, że Łukasz Podolski faktycznie powiedział, że chce skończyć karierę w Górniku. Jeśli o mnie chodzi, to czemu nie? Gdyby była szansa, to chętnie. Zawsze fajnie wrócić do miejsca, gdzie się urodziłem – mówił w rozmowie z nami w czerwcu 2018 roku. Od wywiadu minęły już dwa lata, ale z tego, co wiemy, zdania bynajmniej nie zmienił. Latem wygasa mu kontrakt w Dusseldorfie, ma już 35 lat, więc to chyba ostatnia szansa, by razem z Podolskim zagrali przy Roosevelta.
***
Patryk Dziczek
Do Lazio Rzym trafił półtora roku temu, ale do tej pory nie zagrał tam w żadnym spotkaniu. Był dwukrotnie wypożyczany do Salernitany z Serie B, ale nawet tam nie gra zbyt wiele. W bieżącym sezonie tylko raz udało mu się wystąpić przez 90 minut, a w tym roku w podstawowym składzie wyszedł jedynie w blamażu 0:5 z Empoli, lecz został zmieniony już w przerwie.
Wielkich perspektyw w Lazio przed nim nie ma, choć wiąże go umowa jeszcze przez trzy i pół roku. Poznał już włoski futbol, wie z czym on się je, ale teraz brakuje mu regularnej gry, a w Polsce miałby jej pod dostatkiem zapewne w każdym klubie. Mógłby być ciekawym rozwiązaniem na wypożyczenie nawet dla Legii, bo trener Czesław Michniewicz wiele razy mówił, że dla jego kadry U-21 Dziczek był niezwykle istotnym zawodnikiem.
***
Dominik Furman
Gdyby nie informacje, które podał w zeszłym miesiącu Krzysztof Stanowski, raczej byśmy Furmana w tym zestawieniu nie umieszczali. Trzykrotny reprezentant Polski jest bowiem w Gencerbirligi dopiero od sierpnia, więc dlaczego miałby się już ewakuować? Ano z dwóch powodów:
Po pierwsze, bo są/były wobec niego zaległości. I to duże.
Po drugie, nie ma tam tak pewnego miejsca w składzie jak miał w Wiśle Płock, raptem w jednym meczu zagrał pełne 90 minut, a aż pięć razy zmieniany był w przerwie. I liczby też ma dużo gorsze, a został przestawiony na dziesiątkę.
W przypadku dalszego niewywiązywania się z kontraktowych zobowiązań wobec Furmana, Polak będzie mógł wystąpić o rozwiązanie umowy z winy klubu. Mógłby wówczas szukać możliwości powrotu do Ekstraklasy. Podobno jeszcze przed odejściem do Turcji interesowała się nim Legia, a chlebem i solą powitaliby go pewnie również w takim Górniku, Lechii, Wiśle Kraków czy ponownie w Płocku.
***
Marcin Kamiński
53 mecze w Bundeslidze i 32 na jej zapleczu – trudno mówić, że Kamiński odbił się od ściany w Niemczech. Problemem jest jednak fakt, że ostatnio gra bardzo mało. Przez cały poprzedni sezon i połowę tego zanotował raptem 12 występów. Oczywiście, ogromny wpływ na to miało zerwanie więzadeł krzyżowych, ale gdy już wrócił do zdrowia przed bieżącą edycją, to spełnia rolę głębokiego rezerwowego. Ostatni raz na boisko wybiegł 23 października w starciu z FC Koeln. W tym roku nie mieści się już w kadrze meczowej.
Jako że z końcem bieżącego sezonu wygasa mu umowa, trudno spodziewać się, by decyzja była inna niż jego odejście z VfB Stuttgart. Chętny na jego usługi z pewnością byłby Lech Poznań, który niecierpliwie wyczekuje powrotu swoich wychowanków do macierzy. Czy to już będzie właściwy moment? Po takim czasie bez regularnej gry Kamiński raczej na nic lepszego nie mógłby liczyć.
***
Jakub Kosecki
Oficjalnej informacji o jego odejściu z Adany Demirspor nie odnotowano, ale sam Kosecki w rozmowie z portalem meczyki.pl zdradził, że jest w trakcie rozstawania się z tureckim drugoligowcem (według Transfermarkt już jest nawet wolnym zawodnikiem). Wysłał jednocześnie sygnał, że chętnie wróciłby do ojczyzny. - Kiedyś mówiłem, że jak powrót do Polski to tylko do dwóch-trzech klubów, a teraz już nie myślę w ten sposób. Bardzo dobrze wspominam grę w Legii, ŁKS-ie, Lechii czy Śląsku Wrocław. Jeżeli jesteś uczciwy co do swojego podejścia do pracy, to ludzie w każdym klubie będą Cię potem dobrze wspominać – mówił.
Jego statystyki w Turcji nie imponują, zresztą sam mówił, że poszedł tam tylko po to, aby ustawić się finansowo. W liczbach wypadł bardzo blado: tylko jeden gol i pięć asyst w 42 spotkaniach. Choć wcześniej w SV Sandhausen też nie błyszczał, a po powrocie do Polski wykręcił przyzwoity bilans pięciu bramek i pięciu ostatnich podań w 27 grach.
***
Paweł Olkowski
Już w styczniu 2018 roku miał wrócić do Polski i trafić do Lecha Poznań jako zastępstwo dla Roberta Gumnego, odchodzącego do Borussii Moenchengladbach. Jak wszyscy dobrze pamiętamy, Gumny nie przeszedł wówczas testów medycznych w Gladbach, więc i temat Olkowskiego w „Kolejorzu” upadł.
Może jednak w najbliższym czasie będzie odpowiedni moment? Jeszcze tej zimy może być o taki transfer trudno, ponieważ jest podstawowym zawodnikiem Gaziantep FK, z którym ulokował się blisko czołowej czwórki, ale już za pół roku wygasa mu umowa. Chęć powrotu do Ekstraklasy już wykazywał, więc zakładamy, że nadal ją ma. Tę kwestię mógłby skomplikować ewentualny awans do europejskich pucharów, a nie jest on wykluczony i to nawet pomimo że Gazisehir trenuje obecnie Ricardo Sa Pinto...
***
Michał Pazdan
W ostatnich dniach gruchnęła wieść, że Pazdana na powrót do Polski namawia… ŁKS Łódź, ale bardzo wątpliwe jest, by skorzystał z tej propozycji i z tureckiej Super Lig zszedł do polskiej I ligi. Ostatnio był przez dłuższy czas kontuzjowany, leczył złamanego palca u stopy, ale powoli wraca do rytmu meczowego.
Jego MKE Ankaragucu znów jednak stoczy morderczą walkę o utrzymanie, jest obecnie przedostatnie, więc wydaje się, że tym razem może nie udać im się wywinąć i pożegnają się z najwyższym szczeblem rozgrywkowym. A w drugiej lidze tureckiej 33-krotny reprezentant Polski raczej grać nie będzie chciał. Chętnych na niego w Polsce na pewno nie zabraknie.
***
Grzegorz Sandomierski
Rok temu dosyć niespodziewanie trafił do CFR Cluj i dostał jeszcze szansę gry w fazie grupowej Ligi Europy. Choć w zespole mistrza Rumunii występuje rzadko, bo jest rezerwowym bramkarzem, to emigrację do Siedmiogrodu może uznać za całkiem udaną. Jego umowa wygasa za pół roku, ale jest w niej opcja przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy. Na razie nie wiadomo jeszcze, czy do tego dojdzie.
W kwietniu ubiegłego roku Sandomierski w rozmowie z TVP Sport powiedział, że po latach tułaczki po Anglii, Belgii i Chorwacji chciałby w końcu zakotwiczyć gdzieś na dłużej. Nie wyszło w Cracovii, nie udało się w Jagiellonii Białystok, pewnego miejsca nie ma też w Klużu. Niewykluczone, że znów trzeba będzie poszukać klubu w Polsce, ale tym razem już na dłuższy okres. Solidności nigdy nie można było mu odmówić.
***
Artur Sobiech
Gdy w styczniu ubiegłego roku Sobiech podpisał kontrakt z Fatih Karagumruk, trudno było o jakiekolwiek zachwyty. Stadion wskazywał na to, że choć trafił do Stambułu, to jednak do prowincjonalnego klubu, tymczasem teraz... ma pewne miejsce w składzie zespołu, który przy dobrych wiatrach może zakręcić się nawet wokół europejskich pucharów. Ale umowa wiąże go tylko do końca sezonu i znając Turków, po awansie do eliminacji do Ligi Europy wysupłają więcej kasy na wzmocnienia. Tym samym Sobiech może okazać się zbędny, zwłaszcza że skutecznością nie imponuje. O ile wydatnie przyczynił się do awansu do Super Lig, o tyle teraz do siatki trafia rzadko – raptem 4 razy w 21 meczach i ostatnio coraz rzadziej wychodzi od pierwszej minuty.
Przy takich wynikach strzeleckich raczej nie ma co liczyć na przedłużenie wygasającej z końcem czerwca umowy…
***
Szymon Żurkowski
Podobny casus jak w przypadku Dziczka, tylko Żurkowski dotychczas grał jeszcze mniej. I to o wiele. We Włoszech jest tyle samo czasu co jego kolega z kadry młodzieżowej, a zanotował przez ten czas ledwie 20 spotkań. Teraz w zmierzającym po awans do Serie A Empoli tylko sześć razy był desygnowany do gry od początku, ale na koniec stycznia z Frosinone udało mu się trafić do siatki, więc jest jakaś perspektywa na lepsze dni.
Gdyby jednak sytuacja nie uległa zmianie, powrót do Ekstraklasy przynajmniej na sezon nie musiałby być złym rozwiązaniem. Nabrał doświadczenia z Włoch, potrzeba mu teraz regularnego grania i może kolejne podejście do Fiorentiny miałby lepsze niż raptem dwa występy.