Autor zdjęcia: Łukasz Sobala / PressFocus
Szukamy życia bez Lewandowskiego. Kto w ataku na Wembley?
Zdążyliśmy się przekonać, że Paulo Sousa nie ma oporów przed zmianą systemu gry w zależności od tego, z kim mierzy się reprezentacja Polski. Dziś nie będzie inaczej, tym bardziej, że Portugalczyk nie będzie mógł skorzystać z najważniejszego puzzla całej układanki. Pytanie jest proste: Kto za Lewandowskiego?
Z odpowiedzią będzie trudniej, bo w zasadzie nie jesteśmy przygotowani do takiego stanu rzeczy. Reprezentacja nie ćwiczyła wariantów bez Lewandowskiego (bo i po co?), chyba, że była do tego zmuszona przez kontuzję lub pojedyncze momenty, w których kapitan mógł odpocząć (czyli mniej ważne mecze towarzyskie lub Liga Narodów). Sousa będzie musiał zatem coś wyrzeźbić na świeżo, tak naprawdę bez konkretnej bazy doświadczeń z przeszłości. Tak jak pisaliśmy wczoraj, Robert od Euro 2016 nie zagrał w sumie w dziewięciu meczach reprezentacji, jednak aż sześć z nich o były sparingi. Co więcej, przecież nie zawsze było tak, że w przypadku absencji Lewego grał cały podstawowy skład. Przeważnie selekcjonerzy (czy to Jerzy Brzęczek, czy jeszcze Adam Nawałka) solidnie mieszali, testowali nowe rozwiązania.
– Kontuzja Roberta to ogromna strata. Jako trener muszę skupić się na szukaniu innych rozwiązań. Musimy dostosować go do przeciwnika. Mamy już pewne rozwiązanie, które zastosujemy jutro. To dla nas ważny moment, by wzmocnić naszą mentalność bez najważniejszych piłkarzy, jak Robert. Piłkarze muszą pokazać swoją odporność psychiczną – powiedział Sousa na przedmeczowej konferencji prasowej.
Rozwiązanie już jest, pytanie jakie. Teoretycznie sprawa powinna być oczywista – wystawiamy najskuteczniejszego napastnika. Tego, który najlepiej spisał się w dwóch pierwszych meczach i który zrobił na selekcjonerze najlepsze wrażenie. Ale patrząc z innej perspektywy, dyskusja o tym, czy grać powinien Milik, Piątek, Świderski, czy może najlepiej byłoby utworzyć duet, nie jest w kontekście samego meczu najistotniejsza. Bo sam napastnik najprawdopodobniej nie odegrałby w nim większej roli, nawet jeśli Lewandowski byłby w stanie grać.
Sprawdziliśmy dzisiaj, jak wyglądała sprawczość polskich napastników w meczach z rywalami z europejskiego topu i okazało się, że w czterech ostatnich starciach (kolejno: Holandia, Włochy, Włochy, Holandia) trzech snajperów oddało w sumie… jeden celny strzał na bramkę. I co ciekawe, był to strzał Krzysztofa Piątka w spotkaniu z Holandią. Wówczas Robert Lewandowski dostał wolne od Jerzego Brzęczka. Z kolei sam Lewy w domowym meczu z Włochami nie oddał żadnego strzału, na wyjeździe miał na swoim koncie jeden niecelny, a z Holandią, poza tym, że zaliczył asystę, to również uderzał na bramkę raz. Także niecelnie.
Ale dobra, ktoś te ewentualne bramki na Wembley musi strzelać, wszak słynną taktyką 5-5-0 na Anglików nie wyjdziemy.
Jeżeli byśmy grali z mniej wymagającym rywalem, Arkadiusza Milika odrzucilibyśmy na starcie. Po co komu defensywny napastnik, który nawet na tle Andory spisał się gorzej niż przeciętnie? Jednak w obliczu tego, jak może wyglądać mecz z Anglią, posłanie w bój napastnika Marsylii nie jest głupim pomysłem. Z tria Świderski – Piątek – Milik to właśnie jemu zdarzało się najczęściej grać na pozycji cofniętego napastnika. Szczególnie przed Euro 2016 oraz w trakcie samego turnieju przynosiło to profity. Jerzy Brzęczek również raz na jakiś czas wracał do tej koncepcji.
Jeśli więc założymy, że Anglia będzie nas dominować, a rozgrywanie jakichkolwiek akcji czy wyprowadzenie kontr będzie stanowiło trudność (jest to możliwe), to Milik schodzący do środka, by wspomóc kolegów, mógłby przynieść więcej pożytku niż ostatnio pod bramką rywali. Problem w tym, że żeby w takim defensywnym ustawieniu podopiecznych Garetha Southgate’a jakkolwiek ugryźć, potrzebne byłoby spore zaangażowanie wahadłowych oraz Piotra Zielińskiego w akcje ofensywne, żeby wspomóc osamotnionego i nie do końca będącego w formie srzeleckiej Milika.
Inna możliwość to dorzuceniem zawodnikowi Marsylii do pomocy Krzysztofa Piątka, który w kontrataku czuje się zdecydowanie lepiej, dzięki czemu mógłby tę rolę od Milika przejąć. Miałoby to tym większy sens, jeśli spojrzymy, jak skuteczny jest Piątek w reprezentacji w porównaniu do meczów Herthy. Średnio co dwa mecze pakuje piłkę do siatki. Jednak nie pokusilibyśmy się posyłać Piątka samego, bo wciąż pamiętamy, co działo się podczas meczu w Holandii. Poza jednym strzałem Polak był niewidoczny, wręcz stłamszony przez obrońców, a na bezradność złożyła się też nasza rozpaczliwa defensywa. Nie było możliwości, by coś z przodu wykreować i dziś wcale się nie zdziwimy podobnym scenariuszem.
Abstrahując od klasy rywala i czasu spędzonego na boisku, dobre wrażenie zrobił na nas w meczu z Andorą Karol Świderski. Głównie za sprawą jednej rzeczy, a mianowicie instynktu. Umie zrobić to, czego Milik nie jest w stanie od dawna – znaleźć się w polu karnym w pierwszej-lepszej sytuacji, dostawić nogę, wygrać stykową sytuację i zapakować piłkę do siatki. Nie musi się wyróżniać, ważne, że jest w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie – jakkolwiek banalnie i sztampowo to nie zabrzmi. Dla Anglików może być też najbardziej nieprzewidywalny, bo raczej nikt się nie spodziewał jeszcze kilka dni temu, że występ 24-latka można w ogóle rozważać, gdy do dyspozycji jest Robert Lewandowski. A tu proszę. Tym niemniej, sądzimy, że zawodnik PAOK-u może zrobić trochę zamieszania, gdy wejdzie z ławki. Więcej niż jakby miał się z silnymi angielskimi obrońcami przepychać od samego początku.
Choć coś nam mówi, że Sousa znowu nas zaskoczy.