Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Od generała do irytującego rezerwisty. Mario Maloca i jego piłkarska kategoria D
W sobotnim meczu Lechii Gdańsk ze Stalą Mielec ponownie duet środkowych obrońców stanowili sprowadzony z Zagłębia Lubin, Bartosz Kopacz, a także Michał Nalepa. Jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego (tak jak czerwona kartka dla Nalepy w 2. kolejce z Rakowem Częstochowa), może to oznaczać, że Mario Maloca zostanie wręcz przyspawany do ławki rezerwowych.
W latach 2015-2017 chorwacki defensor w Gdańsku nazywany był „generałem” i w tym określeniu nie było ani grama przesady. Po powrocie nad Motławę po niezbyt udanym pobycie w SpVgg Greuther Fürth, stopniowo tracił jednak gwiazdki na swoim piłkarskim pagonie. Jego obecność w Lechii miała być błogosławieństwem, najpierw w związku z problemami zdrowotnymi, a później pozaboiskowymi Błażeja Augustyna. Ostatecznie okazała się przekleństwem. 31-latek bowiem ani przez moment nie był żadną wartością dodaną. Grał chaotycznie, niepewnie, popełniał masę błędów, a swój słaby sezon podsumował czerwoną kartką w finale Pucharu Polski z Cracovią, walnie przyczyniając się do porażki gdańszczan w Lublinie.
Przed startem rozgrywek 2020/21 Piotr Stokowiec mógł zatem odetchnąć z ulgą, że jedyny nowy piłkarz sprowadzony latem to właśnie środkowy obrońca. Inaczej albo w dalszym ciągu zmuszony byłby stawiać na Malocę, albo dziury w centrum defensywy musieliby łatać gracze z innych formacji (tak jak choćby Jarosław Kubicki w spotkaniu z Cracovią w 14. kolejce poprzedniego sezonu). Kopacz zatem wystąpił wespół z Nalepą na inaugurację sezonu z Wartą Poznań. Choć w starciu z beniaminkiem Lechiści nie zachwycili i wymęczyli skromne 1:0, to jednak trudno mieć pretensje do debiutującego duetu stoperów, który przyczynił się do czystego konta.
Koncepcja posypała się jednak jak domek z kart już tydzień później, gdy do Gdańska zawitał Raków Częstochowa. Nalepa jeszcze przed przerwą wyleciał z boiska, a Maloca na murawie zameldował się na początku drugiej odsłony. I nawet w połowie nie wypełnił luki po odesłanym do szatni Nalepie. Przy fenomenalnym golu nożycami Marcina Cebuli na 1:1, tylko przyglądał się jak pomocnik Częstochowian efektownie pakuje piłkę do siatki, a później bezradnie spojrzał na Kopacza, próbując wzrokowo z nim ustalić, który z nich miał go pilnować. Z kolei przy trafieniu Vladislavsa Gutkovskisa na 3:1, najpierw nie zdążył zablokować uderzenia Davida Tijanicia, a później dał się ubiec łotewskiemu atakującemu.
Jeszcze gorzej Chorwat spisał się w starciu z Górnikiem Zabrze. Przy bramce na 2:0 Bartosza Nowaka oczywiście najwięcej winy ponosi Maciej Gajos, który fatalnym podaniem umożliwił oddanie strzału pomocnikowi zabrzan, ale co w tym czasie robił Maloca? Chorwat wykonał nieudany wślizg, a później z pozycji leżącej przyglądał się jak Nowak mocnym uderzeniem pokonuje Dusana Kuciaka. Trzeci gol piłkarzy Marcina Brosza to już jednak w 100% jego zasługa. Maloca tak niefrasobliwie wybił futbolówkę po nieudanym dośrodkowaniu Piotra Krawczyka, że ta wylądowała pod nogami Daniela Ściślaka, który wiedział co z nią zrobić.
Lechia w sezonie 2020/21 straciła do tej pory sześć bramek, gdy na boisku przebywał Maloca i w aż czterech Chorwat miał większy bądź mniejszy udział. Za spotkanie z Rakowem, na naszych łamach otrzymał notę 3, z kolei jego popisy z Górnikiem oceniliśmy na 1. Był to też występ poniżej wszelkiej krytyki.
W zeszłym sezonie zresztą też wypadł blado na tle kolegów. Mario wykręcił bowiem średnią na poziomie 4,60, podczas gdy jego rywale 5,33 (Augustyn) i 5,24 (Nalepa)
Na przestrzeni ostatniego roku chyba żaden piłkarz w Ekstraklasie nie zaliczył takiego zjazdu jak Maloca. Ktoś chyba w Niemczech przed wysyłką do Gdańska ewidentnie podmienił Chorwata na jakiś gorszy model. Dziś Maloca to bomba z opóźnionym zapłonem, człowiek piłkarsko nieobliczalny. Stokowiec niech chucha i dmucha na zdrowie duetu Kopacz-Nalepa i modli się by, podobnie jak w meczu z Rakowem, któremuś z nich emocje nie odcięły dostępu do mózgu. Bo inaczej znów możemy oglądać podobne sceny jak w Zabrzu.