Autor zdjęcia: Press Focus
Niezmiennie bezcenny. Flavio gwarantem spokoju Lechii
Jak to wszystko szybko potrafi się zmienić. Dwa tygodnie temu kompromitacja w Zabrzu, bilans bramek w lidze 2:6 i styl przyprawiający o zgrzytanie zębów. Dziś z kolei 10:8 w golach, 9 punktów i czwarta (na razie) pozycja w tabeli. Nie byłoby tego, gdyby nie Flavio Paixao.
Na wstępie – tak, wiemy, że Lechia grała z trzema beniaminkami. Tak, wiemy, że ci beniaminkowie w sumie zdobyli mniej punktów (8) niż Lechia (9), że mają tylko jedno zwycięstwo (piątkowe Warty z Wisłą Płock) i że łącznie stracili aż 24 bramki. Dlatego ten tekst nie będzie panegirykiem do Piotra Stokowca. Jeszcze za wcześnie, wszak Lechia pokazała, że mimo ostatnich dobrych wyników i niezłej gry (4:2 i 4:0) starcie z lepszym rywalem kończy się raczej siniakami na całym ciele, a terminarz po prostu tak się ułożył, że rywale mocni, tacy jak Górnik i Raków, zostali wpleceni między nowicjuszy. Wrażenie może być mylne.
Za to ciepłe słowa możemy bez obaw kierować w stronę Flavio Paixao, Nie od dzisiaj wiemy, że jest on typem napastnika, który sam sytuacji nie kreuje, z kolei w wykańczaniu nie ma już sobie równych. Widać to porównując chociażby pierwszy mecz z Wartą, czy spotkanie w Zabrzu do dwóch ostatnich rywalizacji w Gdańsku. Gdy Lechia gra słabo, a druga linia istnieje tylko teoretycznie, taki napastnik jak Flavio ma szalenie trudne zadanie, by zaistnieć. Zdarzy się jedna, może dwie sytuacje, ale przeważnie musi walczyć o górne piłki, sam siłować się z kilkoma obrońcami i biegać między formacjami. Nie dla niego taka gra.
Ale gdy, mówiąc kolokwialnie, piłeczka chodzi, to sprawa wygląda inaczej. Wystarczy zwiększona aktywność na skrzydłach, by dać szansę Flavio w tym, w czym jest chyba najlepszy – strzałach głową. Trzy na cztery gole w tym sezonie strzelił właśnie w ten sposób, a jeden wyjątek to rzut karny przeciwko Stali Mielec. Wczoraj miał do śrubowania tego wyniku warunki wprost idealne. Rafał Pietrzak przy stojącej piłce miał dzień konia, a Omran Haydary przez większość meczu pędził prawą flanką aż miło, raz Portugalczykowi wyświadczając przysługę w postaci asysty.
Tym samym Paixao w drugim meczu z rzędu zaliczył dublet i ze wszystkich obcokrajowców zrównał się w ich liczbie z Igorem Angulo. Nie mamy wątpliwości, że bardzo szybko samodzielnie obejmie prowadzenie, tak jak zrobił to w przypadku najskuteczniejszych obcokrajowców Ekstraklasy. Teraz ma na koncie 83 bramki i horyzont „Klubu 100” staje się coraz mniej odległy, realny do osiągnięcia nawet w tym sezonie.
Najwięcej dubletów w Ekstraklasie (obcokrajowcy):
— EkstraStats (@EkstraStats) September 26, 2020
16 - FLAVIO PAIXAO, Angulo
10 - Svitlica, Gytkjaer
9 - Radović, Marco Paixao, Nikolić
7 - Chinyama, Rudnevs, Carlitos, Jesus Imaz
6 - Stilić, Hamalainen, Kante
Nie macie wrażenia, że z Portugalczykiem jest trochę jak z Koroną Kielce? Od jakiegoś czasu co roku przed rozpoczęciem sezonu słychać, że to już jego ostatni. Że na pełnych obrotach nie pociągnie, że wreszcie ktoś lepszy go wygryzie, że przecież stary, wolny, za chwilę przestanie dawać radę biegać po boisku. I tak jak Korona wreszcie z Ekstraklasy zleciała, tak Flavio kiedyś z Lechią się pożegna, ale coś nam mówi, że jeszcze teraz to nie nastąpi. Od tygodnia już 36-latek jest zbyt ważny dla Piotra Stokowca, żeby tak o, machając ręką, odstawić go na boczny tor.
W tym sezonie miał udział przy pięciu na dziesięć zdobytych bramek w lidze i gdyby nie on, wizja Lechii w górnej połowie tabeli byłaby dużo mniej realna. W Grodzisku Wielkopolskim zwycięstwo dał Zwoliński, ale już ze Stalą właśnie Paixao – kolejno gol, asysta, gol, a z Podbeskidziem jego autorstwa były bramki na 2:0 i 3:0. Może się wydawać, że nieistotne, bo 4:0 to wynik bezpieczny i Podbeskidzie nawet nie pierdnęło, tylko że Lechia często cierpi na przypadłość autobusową po pierwszym golu, więc pójście za ciosem dało jej zapas komfortu. Zamiast nerwówki była permanentna kontrola i dobicie rywala.
Co tu owijać w bawełnę. Paixao jest dla Lechii skarbem, który zawsze znajdzie się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Talizmanem na derby z Arką, lisem pola karnego i świetnym egzekutorem rzutów karnych. Śrubuje rekord, którego żaden obcokrajowiec pewnie długi czas nie przebije, a do tego ma bardzo długi, na razie trudny do określenia, termin ważności. Spieszmy się więc korzystać z Flavio, zanim ten już nie będzie dawał rady, bo oglądanie go w wysokiej formie to faktycznie nie lada przyjemność.