Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Sergei Stepanov PressFocus

Ciekawi zawodnicy ze słabszych europejskich lig (3). Estonia: Kiepski poziom i tani rynek, ale są perspektywiczni gracze

Autor: Bartosz Adamski
2021-02-23 18:00:07

Z Estończyków, którzy przewinęli się przez naszą Ekstraklasę, oczywiście najlepiej wspominamy Konstantina Vassiljeva, ale znaleźć drugiego takiego gracza w jego ojczyźnie nie jest łatwo. Prosto z ligi estońskiej w zasadzie nie da się pozyskać zawodnika, który z miejsca zagwarantuje wysoki poziom. Widzimy jednak zawodników ze sporym potencjałem, którzy przy odpowiednim prowadzeniu mogą dobrze rokować.

Liga estońska w aktualnym notowaniu krajowego rankingu UEFA zajmuje dopiero 53. miejsce. Za nią są jedynie Andora i San Marino. Nie ma w tym żadnego przypadku – to po prostu bardzo słabe rozgrywki, jedne z najgorszych w Europie. Znacznie gorzej wypadają nawet w zderzeniu z Łotwą czy Litwą, które ostatnio analizowaliśmy. Spośród państw nadbałtyckich, to właśnie w Estonii najsłabiej kopie się piłkę. W bezpośrednim pojedynku mistrzów krajowych w bieżącej edycji europejskich pucharów Flora Tallin przegrała zresztą po rzutach karnych z Suduvą Marijampole. Wyniki pozostałych drużyn w Lidze Europy? W komplecie odpadły w I rundzie eliminacji do Ligi Europy – Nomme Kalju poległo 0:4 ze słoweńską Murską Sobotą, Paide Linnameeskond przegrało 0:2 z Żalgirisem Wilno, a Levadia Tallin po dogrywce odpadła z HB Torshavn. Słowem: dramat, który sprawił, że od nowego sezonu w międzynarodowych rozgrywkach Estończycy będą mieli tylko trzech, a nie czterech przedstawicieli.

Obecnym mistrzem Estonii ponownie została Flora, która przez cały sezon straciła punkty tylko w trzech meczach – dwa zremisowała i jeden przegrała. Skład drużyn, które wystartują w następnych eliminacjach europejskich pucharów będzie identyczny jak w bieżącym sezonie. System rozgrywek w Meistriliidze jest ogółem dosyć oryginalny. W sezonie zasadniczym wszystkie drużyny – a jest ich 10 – po trzy razy grają ze sobą, a potem liga dzieli się na trzy grupy. Cztery ekipy grają o mistrzostwo, dwie ze środka tabeli o piąte miejsce, a kolejne cztery o utrzymanie. Z najwyższej klasy rozgrywkowej spadła ostatecznie JK Tallinna Kalev, a jej miejsce w sezonie 2021 zajęło Parnu JK Vaprus.

Na pewno podczas meczów ligi estońskiej nudzić się nie da, bo gra w nich przede wszystkim młodzież. Średnia wieku całej ligi wynosi 24,5 lat. Wyniki 0:0 są rzadkością, choć ogółem nie pada aż tak dużo bramek jak w zeszłych latach. Zdarzały się jednak w poprzedniej edycji rezultaty 7:1, 6:2, 6:0, 8:1, a nawet 7:4. Trudno przyrównać ich poziom do polskich realiów, ale pewnie dwie-trzy czołowe ekipy umieścilibyśmy w I lidze, a resztę w II lidze. Raczej każdy z zespołów z naszej Ekstraklasy czy nawet przewodzące stawce drużyny jej zaplecza w Estonii automatycznie byłyby faworytami do mistrzostwa. Transfermarkt nie zawsze jest wyznacznikiem, ale często pokazuje jakąś skalę. Przytoczmy więc, że całą tamtejszą ligę wycenia niżej niż zawodników Legii Warszawa.

Poziom ligi jest bardzo niski, więc i wielkich pieniędzy w niej nie ma. Zaledwie kilku piłkarzy zarabia więcej niż 3 tysiące euro. Reszta może liczyć na apanaże w wysokości 1,5-2,5 tysiąca euro. Przeciętne zarobki netto w Meistriliidze są więc podobne jak na Łotwie czy Litwie, choć mogą być nawet troszkę niższe. Trzeba jednak zaznaczyć, że obcokrajowcy są w Estonii traktowani wyjątkowo – mogą liczyć na opłacane przez klub mieszkanie i wyżywienie, a czasami także dodatkowe zajęcia rekreacyjne. Wyjątkiem są oczywiście słabsze kluby, jak Parnu, JK Viljandi Tulevik czy FC Kuressaare. One nie proponują benefitów, najczęściej rozliczają się na zasadzie stypendiów, ale też próżno szukać w ich kadrach zawodników powyżej trzydziestego roku życia czy tym bardziej obcokrajowców. Ogółem w całej lidze jest ich trzydziestu czterech – najwięcej oczywiście Rosjan i Ukraińców.

Nie ma w lidze estońskiej gwiazd, które z miejsca wzmocniłyby kluby Ekstraklasy. Skupiliśmy się więc przede wszystkim na zawodnikach młodych i być może nieoczywistych. Takich, na których na pierwszy rzut oka, patrząc po statystykach, pewnie nie zwrócilibyście nawet uwagi. Zasięgnęliśmy jednak trochę języka, popytaliśmy i wyłoniliśmy pięciu perspektywicznych graczy. Najstarszy z nich ma 25 lat. Przedstawiamy trzech zawodników ofensywnych oraz dwóch defensywnych.

***

Zaczynamy od dwukrotnego króla strzelców tych rozgrywek, a także zawodnika roku w Estonii. Rauno Sappinen przewyższa te rozgrywki, co do tego żaden z naszych rozmówców nie miał wątpliwości. Problem jednak w tym, że za granicą nigdzie nie zakotwiczył. Flora Tallinn wypożyczała go do KFCO Beerschot, FC Den Bosch i NK Domżale z nadzieją na duży zarobek, ale ani w Belgii, ani w Holandii, ani nawet w Słowenii nie zdecydowali się go wykupić. Najlepiej szło mu w drugiej lidze holenderskiej, gdzie zdobył 6 bramek w 30 spotkaniach. Biorąc pod uwagę jednak specyfikę tamtejszych rozgrywek, jest to wynik dosyć marny. Po powrocie do ojczyzny udowadnia jednak, że ma nosa do strzelania goli, do siatki trafił 26 razy w 28 grach. 2020 rok był ogółem dla niego bardzo udany, bo cztery razy wpisał się na listę strzelców także w reprezentacji, pokonując bramkarzy Macedonii Północnej i Armenii. Zgłosił tym samym ponownie akces do wyjazdu za granicę. -  W mojej opinii jest obecnie bardziej kompletnym, przez co lepszym napastnikiem, niż w momencie wcześniejszego wyjazdu z Estonii. W styczniu otwarcie powiedział, że chciałby ponownie sprawdzić się w zagranicznej lidze. Bardzo ciekawa opcja dla polskich klubów – przekonuje Dawid Czemko, specjalista od estońskiego futbolu. Czy w Ekstraklasie mimo nieudanych poprzednich wojaży by sobie poradził? Wydaje się, że jak nie teraz, po tak udanym dla niego roku, to już nigdy. Bez wątpienia jest na fali.

***

Z obrońców na pewno warto zwrócić uwagę na Michaela Lilandera. To 23-latek grający po prawej stronie defensywy. Zdaniem naszych rozmówców, najlepszy w lidze na swojej pozycji, mimo że statystykami nie imponuje – zaledwie jeden gol i trzy asysty w 26 meczach. W zeszłym roku został doceniony również przez selekcjonera Karela Voolaida i zagrał w kadrze pięć razy, m.in. przeciwko Włochom. - Długo nie pokazywał pełni swoich możliwości. Poprzedni sezon był dla niego przełomowy. Szybki, mocny fizycznie, przyzwoity w obronie i użyteczny w ataku. Na tle Dinama Zagrzeb w eliminacjach do Ligi Europy prezentował się nieźle. Powinien wyjechać za granicę i sprawdzić się w lepszej lidze. Im szybciej wykona ten krok, tym lepiej dla niego – przekonuje Czemko. Aktualny potencjał? Raczej czołowe kluby I ligi, ale bez wątpienia jeszcze może się rozwinąć.

***

Spośród nielicznych obcokrajowców najlepiej wygląda Amir Natcho. To 24-letni rosyjski ofensywny pomocnik, który może grać również na ósemce, a nawet na szóstce. Co ciekawe, jest wychowankiem FC Barcelona, dla której grywał w juniorskich zespołach, między innymi w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Był w BATE Borysów, a z Viitorulem Constanta sięgnął po Puchar Rumunii, choć w tej drużynie odgrywał marginalną rolę. Odżył wyraźnie po przenosinach do Estonii. W ubiegłym sezonie w 26 meczach strzelił 3 gole i zanotował aż 14 asyst. -  Niespełniony talent. Dużo widzi, świetna technika i podanie, niezłe uderzenie. Często bawi się z rywalami na boisku – charakteryzuje prowadzący stronę Estoński Futbol. Krótko mówiąc, podobnie jak Sappinen, również Natcho przerasta tę ligę. Czy to by wystarczyło na naszą Ekstraklasę? Patrząc na nieudane przygody na Białorusi i Rumunii istnieje ryzyko, że nie, choć prezes Nomme Kalju twierdzi, że spływają za niego poważne oferty z mocniejszych lig, jednak na razie nie chce puścić Rosjanina.

***

Objawieniem poprzedniego sezonu był Abdul Yusif, 19-letni środkowy obrońca z Ghany, zdobywca Pucharu Narodów Afryki U-17 w 2017 r. oraz ćwierćfinalista mistrzostw świata U-17 w 2017 r. Do Paide Linnameeskond trafił w sierpniu z rodzimego Densu Rovers i po dwóch miesiącach spędzonych w rezerwach, przebojem wdarł się do podstawowego składu wicemistrza Estonii. Grywał od deski do deski w każdym spotkaniu, gdy był dostępny. Wprawdzie brał udział w druzgocącej porażce 1:7 z Florą czy strzelaninie 7:4 z Kalju, lecz trudno mieć do niego większe zastrzeżenia. Zazwyczaj spisywał się co najmniej dobrze. - To nowoczesny stoper grający piłką. Przypomina mi nieco Nathana Ake. Często podejmuje ryzyko, ale z dobrym skutkiem. Jak na stopera jest stosunkowo niski, mierzy 181 cm. Nadrabia jednak atletycznością i tym, że mocno stoi na nogach – opisuje Dawid Czemko. Podobno przed przyjściem do Paide wzbudzał zainteresowanie takich klubów jak Girona, Leganes, Vitesse Arnhem czy Olympique Lyon. Wygląda zatem na to, że długo w Estonii nie pobędzie. Takie jest zresztą założenie: ma się tu ograć, zapoznać z europejską piłką i wyjechać do znacznie mocniejszej ligi. Warto mieć go na radarze.

***

Z estońskich młodzieżowców z kolei najciekawiej wygląda Henri Valja, mimo że poprzedni sezon miał przeciętny. Zdecydował się na przenosiny z Paide do Flory, chociaż dostał propozycję z sc Heerenveen. W holenderskim klubie przewidywany był jednak do zespołu rezerw, a 19-letni ofensywny pomocnik wolał grać w seniorach i zdecydował się na ekipę ze stolicy. Tam występował rzadko, m.in. z powodu kontuzji, ale jak już się pojawiał na boisku, to raczej nie zawodził. Spełniał funkcję solidnego rezerwowego, lecz w nowej edycji jest już przewidywany do gry w pierwszym składzie. - Widzę w nim następcę Konstantina Vassiljeva. Bardzo podobny profil piłkarza, tyle że Välja jest dynamiczniejszy – porównuje Czemko. Z Estonii płyną głosy, że wszyscy na Henriego bardzo liczą, a jednocześnie rekomendują wyjazd za granicę. Potencjał ma duży, ale jak zasiedzi się w ojczyźnie, to zatrzyma się w rozwoju. Z pewnością na propozycję z naszej I ligi popatrzyłby przychylnie.

***

Czy jeszcze ktoś zwrócił naszą uwagę? Rozważaliśmy umieszczenie w tym raporcie Edrisy Lubegi, Deabeasa Owusu-Sekyere czy Martena Kuuska, ale opinie, jakie usłyszeliśmy o nich były na tyle niejednoznaczne, że nie zdecydowaliśmy się zawrzeć ich nazwisk, mimo bardzo przyzwoitych statystyk. Generalnie wytypowaliśmy zawodników tanich, z niewielkim ryzykiem finansowym w razie niepowodzenia. Dość powiedzieć, że absolutnie najdroższy transfer z ligi estońskiej w ostatnich latach wynosił 450 tysięcy euro, kiedy to Erik Sorga przeniósł się z Flory do Loundoun United z USA. Większość zawodników odchodzi z Estonii albo za niewielkie pieniądze (rzędu 50 tysięcy euro), albo za sam ekwiwalent. Nie powinny to być kwoty nie do przeskoczenia dla polskich klubów.

***

Współpraca Dawid Czemko
Facebook Estoński Futbol
Twitter Estoński Futbol


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się