Autor zdjęcia: Własne
Borek: Piątek dostaje szansę od losu. Dziekanowski: Słuszna koncepcja Lecha. Życie po życiu Borisa Peskovicia
W poniedziałkowej prasie przeważają teksty pomeczowe z Ekstraklasy i lig zagranicznych, ale nie brakuje bynajmniej ciekawych tekstów, jak historia Borisa Peskovicia w "Przeglądzie Sportowym". Przeczytamy również o tym, że lockdown ominie polski futbol, a Lech - według Dariusza Dziekanowskiego - idzie w dobrym kierunku.
W poniedziałek zapraszamy na nasze pomeczówki z weekendowych meczów Ekstraklasy:
„Niezła strzelanina jak na typowy mecz walki i zwycięstwo iście męczennicze!”
„Nawet błysk geniuszu Imaza nie mógł pomóc tak słabej Jadze”.
„Wynik mówi wszystko - umęczyło nas to spotkanie niemiłosiernie...”
„Niesamowity przebieg ligowego klasyka, niczego mu nie brakowało!”
„Brawo Raków, wreszcie jakiś mecz na zero! Szkoda tylko, że z obu stron…”
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Cieszy gra kadrowiczów”
Krzysztof Piątek zachwycił mnie swoją grą w sobotę. Zaprezentował się o niebo lepiej, niż można było prognozować po 154 minutach rozegranych dotąd w obecnym sezonie Bundesligi. Polak poprawił mobilność, dynamikę, odpowiedzialność za piłkę. Krzysiek był niezwykle aktywny. Kilka razy strzelał na bramkę rywala, miał fundamentalny udział przy bramce Lukebakio. A na koniec postawił swoją pieczątkę. Dobrze wyszedł na pozycję, nie dał się dogonić Robertowi Gumnemu i pewnym strzałem pokonał Rafała Gikiewicza. Już wiadomo, że kontuzja Jhona Cordoby – konkurenta Piątka do gry – jest poważna i przynajmniej do końca roku Kolumbijczyka na boisku oglądać nie będziemy. Los daje Piątkowi w Hercie trenera Bruno Labbadii drugą, wielką i realną szansę. W kilka tygodni z piłkarza wypychanego z Berlina może stać się graczem niezastąpionym i niezbędnym.
.
***
„By podtrzymać entuzjazm”
Początek trwającego sezonu był bardzo podobny do poprzedniego. Znów brylował Stipica. W minionych rozgrywkach po jednej z wygranych nazwano go w szatni „Ośmiornicą”, ponieważ bronił, jakby miał osiem rąk. Początkowo Chorwatowi niespecjalnie spodobał się pseudonim, ale że ostatecznie się przyjął, 29-latek go zaakceptował i dalej robi wszystko, by ksywa była zasłużona. W tym momencie jest niepokonany od sześciu godzin i 33 minut, co pozostaje najlepszym rezultatem tego sezonu. Do rekordowych osiągnięć Stipicy w ekstraklasie brakuje dziewięciu minut. Wpuścił cztery bramki, najmniej w lidze. I Chorwat z obrońcami wreszcie nie musi się czuć osamotniony, bo koledzy odpowiadający za ofensywę próbują im dorównać. Z nie najgorszym skutkiem.
Więcej TUTAJ.
***
„Liga opiera się lockownowi”
Coraz bardziej prawdopodobny lockdown w polskiej gospodarce ma ominąć zawodową ligę piłkarską. Oczywiście w dynamicznej i trudnej do przewidzenia sytuacji ciągle trzeba się liczyć z każdym scenariuszem, ale przynajmniej na razie także władza państwowa zdaje sobie sprawę z roli społecznej, jaką w czasach zarazy może odegrać futbol i cały wyczynowy sport. Przekładanie meczów jest nieuniknione, ale paradoksalnie właśnie to jest sygnałem, że Ekstraklasa cały czas szuka rozwiązań i kompromisów, byle tylko pchać rozgrywki do przodu. Dzięki temu wciąż możemy oglądać Lecha w starciu z Legią albo rewelacyjnego lidera z Wisłą Kraków.
Więcej TUTAJ.
***
„Za kierownicą tira nie ma takiej adrenaliny”
Gdy latem 2019 roku dowiedziałem się, że w Pogoni nie przedłużą ze mną umowy, następnego dnia już wiedziałem, co będę robić. W piłce coś się skończyło, trudno. Trzeba zająć się tym, co sobie zaplanowałem. Miałem już własną firmę z transportem międzynarodowym i zdecydowałem się usiąść za kierownicą tira. Priorytetem było zabezpieczenie bytu mojej rodziny. Aby zarobić, trzeba działać. Pracy się nie boję, efekty z tego są, tak samo pieniądze. Od dawna nie chciałem być zależny od piłki. Na początku zainwestowałem w nieruchomości. Uchodzą za najbezpieczniejszą lokatę, na tym się nie straci. Teraz powiem, że może i się zarobi. Mogłem też zainwestować w firmę starszego brata na Słowacji. Ma tam ogromne pola, duże hale i prowadzi farmę. Nic z tego nie wyszło, bo zdecydowałem o pozostaniu w Szczecinie. Myślę, że bardzo dobrze zrobiłem.
Może gdy pojeżdżę dłużej, stanie się to nudne, ale na razie czerpię z tej pracy satysfakcję. Cieszy mnie, że mogę to robić. Myślę, że inaczej się pracuje, gdy sam jesteś swoim szefem. Mogę wziąć urlop, wyjechać na wakacje, kiedy chcę. Nie jestem od nikogo zależny. To plusy nowej pracy. A minusy? Brak adrenaliny znanej z piłki, ale też doskonale wiem, że już żaden inny zawód mi jej nie zapewni.
***
„Dziekanowski: Sztuka przegrywania”
Skoro mowa o godności przyjmowania porażek, serię takowych przetrwał Lech Poznań. Przed meczem ze Standardem zastanawiałem się, co zrobi trener Dariusz Żuraw w momencie, kiedy stanie przed dylematem: punkty czy styl? Trzymamy się filozofii i ryzykujemy, że zostawimy po sobie tylko dobre wrażenie, czy zapominamy o stylu i próbujemy wygrać za wszelką cenę? Trener Kolejorza zdecydował, że nie zamierza schodzić z obranej drogi i postanowił grać o punkty zachowując dotychczasowy efektowny styl. Mecz ze Standardem definitywnie przekonał mnie, że Lech obrał słuszną filozofię i jednocześnie uspokoił, że nie cofnie się z niej w trudniejszym momencie. Mam nadzieję, że nagroda w postaci efektownej wygranej i punktów jeszcze bardziej utwierdzi szefów Lecha w przekonaniu co do słuszności koncepcji. Szefów Kolejorza oraz trenera, w których sam jeszcze niedawno wątpiłem. Piszę te słowa przed meczem z Legią, ale wynik tej konfrontacji nie wpłynie na moją ocenę. Dominacja w ekstraklasie jest dziś jednak na dalszym planie, bo poznaniacy uczą się czegoś nowego nie w starciach z Legią, Rakowem czy Stalą Mielec.
***
„Piłką pod Wołos. Plotka nożna, czyli… co w piłce piszczy”
Nie tylko piłkarzy mamy chyżych. Działaczy również. W Sandecji Nowy Sącz odwołano prezesa, zanim został on... powołany. Według komunikatu klubu z funkcji jego szefa odwołany został Paweł Cieślicki (rzekomo ze względu na brak planu finansowania i działalności Sandecji). Zainteresowany kategorycznie stwierdził, że nie było kogo odwoływać, bo nie otrzymał oficjalnej propozycji, a jedynie nieformalną propozycję od wiceprezydenta miasta. Specjalnie nie zdziwiło nas to kuriozum, skoro wcześniej po przegranym meczu z Widzewem w klubie zapadła decyzja o pożegnaniu trenera. Okazało się, że również pospieszna! Piłkarze przyznali, że fatalne wyniki biorą na siebie i tym sposobem ocalili trenera Piotra Mandrysza i jego asystenta.
Więcej TUTAJ.
***
„GAZETA WYBORCZA”
„Pewnego razu w Pollywood”
Umaił nam wreszcie jesienną szarugę Czesław 711 połączeń z „Fryzjerem” Michniewicz, który z beztroską szczerością zwierzył się, iż wypuścił na mecz piłkarzy z podwyższoną temperaturą i zgłaszającego utratę węchu, czyli klasycznymi objawami zakażenia COVID-19. Potem niezgrabnie się ze spontanicznych zeznań wyplątywał, ale było za późno, skandal eksplodował i naraził całą Legię na podejrzenia, że lekceważy koronawirusowe zagrożenie, a ja skonstatowałem, że najznaczniejsze postaci polskiego piłkarstwa urządziły sobie werbalne igrzyska na skalę chyba bezprecedensową. Przecież chwilę wcześniej nurzaliśmy się w intymnej spowiedzi Jerzego Brzęczka, każdego dnia zalewanego „wiadrami inwektyw” i poddawanego „atakom prawdziwie przerażającym”, które bezkompromisowo spisała i zinterpretowała jego biografka. Nawet selekcjonera osaczają wrogie tłumy, nawet on musi walczyć o dobre imię!